
-
L - Krótka Piłka
-
Let's Eat Grandma I'm All Ears
(30 lipca 2018)W pozłacanej loży popu młode gwiazdy często starają się udowodnić swoją "dojrzałość". Ale dwa lata temu, angielskie nastolatki z Let's Eat Grandma przemówiły do niespokojnych dzieci w ich wieku. Debiutancki album I, Gemini, złożony z mistycznej aury i kiczowatych, popowych hooków a la Katy Perry, mógł zaciekawić, lecz nie wciągał jako całość. Teraz, gdy Jenny Hollingworth i Rosa Walton zbliżają się do dorosłości, dzięki sofomorowi wyrabiają sobie mocną pozycję w alt-popowym światku. Niewątpliwie zaproszeni producenci: SOPHIE (która dużo namieszała w tym roku swoim materiałem) i Farisa Badwan z The Horrors, znacznie przyczynili się do artystycznego sukcesu. "Hot Pink" jest naładowaną konfetti armatą o sile rażenia Sleigh Bells, a "Falling Into Me" to niemalże Lorde na kwasie. Ale jest też "Cool & Collected", medytacyjne opus o próbie ukrywania niepohamowanego pragnienia. A najciekawszy i tak jest kulminacyjny, sophisti-popowy "Donnie Darko", który tytułem trafnie podkreśla swoją retro aurę. Trwająca ponad 11 minut piosenka jest powoli rozwijającym się arcydziełem, przesiąkniętym późnonocną mgłą. Pulsujące syntezatory są jak prosto z dyskoteki, która zdaje się podążać za tobą do domu. A gdy w końcu pojawiają się wokale, to z nowo odkrytą agresją. I pomyśleć, że dziewczyny się dopiero rozkręcają. –A.Kiepuszewski
-
Lingua Nada Snuff
(4 kwietnia 2018)Nie wiem, czy ekipa Lingua Nada zasiądzie w czwartkowy wieczór w jednym z lipskich barów z silnym przekonaniem, że w ćwierćfinale Ligi Europy RB spuści żabojadom z Marsylii sromotny wpierdol, ale nawet jeśli daleko im do lokalnego, piłkarskiego patriotyzmu, to na pewnym marketingowym poziomie mają z wicemistrzem Niemiec wiele wspólnego: pokomplikowana, nadpobudliwa, a jednocześnie cholernie chwytliwa muzyka zespołu ma bowiem coś z notorycznego łotania hektolitrów Red Bulla. Weźmy "SVRF Party", opener i jednocześnie highlight ich najnowszej płyty: garażowa, surf-rockowa prostolinijność przeplata się tu z nowofalową neurozą, midwestowe plecionki wtapiają się w shoegaze’ową magmę, a wszystko ląduje na mięciutkim indie-popie i wykrzyczanym, kontrowanym hawajską gitką cytacie z "Under The Bridge", by na samiutkim finiszu udławić się w noise’owym spazmie. Wyszliśmy cało, ale dalej wcale nie jest łatwiej, bo całe Snuff to w skrócie seria mniej lub bardziej zmatematyzowanych, pozornie spontanicznych kuksańców, przytłaczająca treścią nawet w swoich najspokojniejszych momentach. Podoba mi się stwierdzenie, że to bardziej powaleni, niemieccy Wavves, z tym że nie pamiętam żeby Wavves nagrali tak dobrą płytę jak ta, a przecież wracam czasami do King Of The Beach. –W.Chełmecki
-
Ravyn Lenae Crush (EP)
(21 marca 2018)Choć Ravyn Lenae ma już na koncie 3 małe płytki (w sumie Moon Shoes to formalnie album), to wciąż pozostaje artystką obiecującą, która nadal nie pokazała jeszcze pełni swoich możliwości. Ale bez wątpienia każde wydawnictwo niesie ze sobą dawkę aktualnego r&b. Cruch to być może najbardziej interesująca pozycja w jej dotychczasowej dyskografii – organiczna, skondensowana wypowiedź r&b osadzona w gitarowo-funkowym otoczeniu. Ravyn stawia na konkret i skupia się na samych piosenkach, a jej kompanem (z którym świetnie się uzupełnia) jest znany z The Internet Steve Lacy, odpowiedzialny za produkcję EP-ki, a także kompozycje. Oczywiście efekt jest więcej niż udany: weźmy żwawsze, chwytliwe "Sticky" albo "Computer Luv", wyluzowany "Closer (Ode 2 U)", gdzie Ravyn czaruje głosem – już w tym miejscu słychać, że obecnie nie tylko Rina Sawayama wie, jak łączyć gitary i r&b. A kończący Crush "4 Leaf Clover" to ostateczny dowód na to, że damsko-męski duet powinien kontynuować współpracę – na tle urywanej, zmutowanej gitary dochodzi do skromnego, neo-soulowego koncertu, który traktuję jako drogowskaz dla dalszych ruchów młodziutkiej wokalistki. Czyli po prostu liczę, że już wkrótce dostaniemy coś naprawdę mocnego od tej utalentowanej pary muzyków. –T.Skowyra
-
Lindstrøm It's Alright Between Us As It Is
(15 listopada 2017)Hans-Peter Lindstrøm to już od lat sprawdzona marka w dziedzinie nowego space-disco, więc każdy kolejny materiał przezeń nagrany zdecydowanie warto sprawdzić. Na It's Alright Between Us As It Is norweski producent nie serwuje pokręconych eksperymentów w duchu Six Cups Of Rebel, ani też nie nawiązuje do epickich suit z Where You Go I Go Too – raczej podąża w kierunku sprawdzonym na Smalhans (stylistycznie "Tensions" to wręcz utwór wyjęty z tej płyty), czyli proponuje dance-pop przefiltrowany przez typowe dla niego, syntezatorowe nu-disco. Czy to źle? Na pewno ci, którzy oczekiwali jakiegoś zwrotu w optyce Lindstrøma będą zawiedzeni, jednak solidność i pewna klasa nie pozwala na lekkomyślną krytykę krążka. To wciąż zestaw całkiem grywalnych tracków, z których da się wyłowić pełnoprawne highlighty (na przykład lekko nawiedzony dance "Bungl (Like A Ghost)" z gościnnym wokalem Jenny Hval czy przypominający stare psychodeliczne numery Chemical Brothers "Drift"), który może nie powala, ale jednak utrzymuje solidny poziom. –T.Skowyra
-
Lindstrøm feat. Grace Hall "Shinin"
(29 sierpnia 2017)Bardzo fajnie, Panie Hans, że Pan wracasz z nowym długograjem po pięciu latach! Niby zapowiadający płytę "Shinin" to nic nowego, no bo przecież kosmiczne, progresywne, ale również wyjątkowo "pragmatyczne" disco Norwega byłbym w stanie rozpoznać wszędzie, to jednak tym razem jestem ciut zaskoczony. Wokalne popisy Pani Grace Hall (która nie raz współpracowała już z Hansem-Peterem) przypominają mi kalifornijski boogie-funk lub post-disco z początków lat 80., które zostały tym razem umiejscowione na norweskim fiordzie, górskim wodospadzie i żyznej dolinie – muszę przyznać, że bardzo kręci mnie taka impresja! Lindstrøm po raz kolejny okazuje się być pierwszym estetą disco i w to mi graj. Czekam na płytę jak wściekły! –J.Marczuk
-
Lone "Mind's Eye Melody"
(17 lipca 2017)Lone zapowiada drugą EP-kę z serii Ambivert Tools. Wydaje się, że Matt Cutler porzucił na moment fascynujące igraszki z rave'owymi schematami oraz zabawy z fluorescencyjnym instrumental hip-hopem i znowu oddaje się tanecznym wibracjom z house'owej rodziny. Nie będą się czepiać, dopóki próby będą tak udane jak "Mind's Eye Melody" – świecący, niespieszny, gładki jam związany duchowo z house'owym obliczem Larry'ego Hearda, doprawiony oczywiście swoistymi przyprawami z zestawu Lone'a. W sam raz na początek imprezy, w sam raz na przyjemny wieczór z dobrym drinkiem w fotelu. –T.Skowyra
-
Laetitia Sadier Source Ensemble Find Me Finding You
(29 kwietnia 2017)Laetitia Sadier? Klasa, klasa, klasa. Ta pani ma już zapewnione miejsce w muzycznej historii dzięki Stereolab, ale w obecnej dekadzie Francuzka rozpoczęła zmagania solo i okazało się, że bez Tima Gane'a też można nagrywać świetne rzeczy. Ale wróćmy do teraźniejszości, bo niedawno ukazał się nagrany wspólnie z Source Ensemble album Find Me Finding You będący doskonałą, chyba bardziej popową kontynuacją Something Shines. To wciąż skakanie z niebywałą elegancją po dobrze znanych, stereolabowych obszarach: jest bacharachowski barok z ornamentacjami, znajdzie się szczypta krautrocka z ukłonem w stronę Velvet Underground, pojawiają się wpływy yé-yé i francuskiej piosenki z Serge'em Gainsbourgiem na czele. Do tego dużo lounge'u, syntezatorów i wszystkiego tego, czego można spodziewać się po 'Lab. Ale bez zespołu Laetitia podchodzi do tej bazy od zupełnie innej strony. Tak czy inaczej, słychać, że w "Undying Love For Humanity" grasuje stereolabowy wirus, przepiękny "Double Voice: Extra Voice" eksponuje songwriterskie umiejętności Sadier, statyczny "Psychology Active (Finding You)" odbiera mowę olśniewającym, chóralnym finałem, "Deep Background" relaksuje dawką wyrafinowanego ambient popu, a "Galactic Emergence" brzmi jakby Laetitia odpowiadała na "Exit Music" RH. Mówcie sobie co chcecie, ale dla mnie Find Me Finding You to na luzie jedna z płyt roku. I szkoda tylko, że w sieci nie ma żadnego streamu... −T.Skowyra
-
Lanberry "Zagadka"
(7 kwietnia 2017)O ile "Piątek" urzekał zwyczajnym, bezpretensjonalnym dążeniem do wykrojenia jak najbardziej wyrazistego hooka, to "Zagadka" wydaje się być lekko cyniczną, leniwą odpowiedzią na potrzeby publiki zachłyśniętej chartsami, skumulowaną kopią dominujących trendów. Modny podkład z gitary ("Still Got Time", "Reality" – wystarczą dwa przykłady z listy Bilboardu), przetworzony wokal, czyli klasyk co najmniej od czasów "Lean On" i lekko dancehallowa podstawa dominują w tej konstrukcji. Lanberry czasem wznosi się ponad te klisze, ale ostatecznie nie przedstawia tak wyrazistych melodii, jakbym sobie życzył. Refren trochę rekompensuje niedociągnięcia, ale wobec tej wokalistki poprzeczka została zawieszona całkiem wysoko i "Zagadka" pozostawia pewien niedosyt. –J.Bugdol
-
Lil Uzi Vert "XO TOUR Llif3"
(26 marca 2017)Od jakiegoś czasu bardzo kibicuję Uziemu. Zeszłoroczne mixtejpy (z naciskiem na vs. The World) pokazały na co go stać, zwrotka na "Bad And Boujee" pokazała go światu, a "XO TOUR Llif3" pokazuje, że to jeszcze nie wszystko. Chłopięcość i lekkoduszność, która tak bardzo charakteryzowała jego nagrania niby pozostaje, ale skonfrontowana zostaje z "prawdziwym życiem" i autentycznie poruszającymi rozterkami. I tak szeroki przekrój flow poszerza się jeszcze bardziej, a sam Vert czasem wpada w Thuggerowe rejony, choć cały czas pozostaje to pod większą kontrolą: gładsze i przystępniejsze. Na ten moment to jeden z najczęściej słuchanych przeze mnie tegorocznych numerów, a jeśli Luv Is Rage 1.5 jest jedynie przedsmakiem przed bardziej pełnowymiarowym projektem, to już nie mogę się doczekać. –A.Barszczak
-
Land Of Talk "Inner Lover"
(8 marca 2017)Mija 7 lat od ostatniej płyty, 2 rok od reaktywacji zespołu, ale dopiero teraz dostajemy zapowiedź Life After Youth, które ma ukazać się w maju. Na "Inner Lover", Land Of Talk prezentuje nieco inne oblicze. Niewiele zostało z gitarowej neurotyczności, wokal Elisabeth Powell też jakby złagodniał. Na synthowym, repetycyjnym podkładzie niewiele się dzieje, wiodące arpeggio jest urocze w swojej melancholii, ale jednak zbyt bezbarwne i nużące, bo nie wiem jak Wy, ale ja od Land Of Talk wcale nie oczekuję słabych indie kopii krautowych medytacji. Nie ma tutaj zbyt wielu elementów, które mogłoby mnie zatrzymać. Doskonale pamiętam jak wyrazisty był to zespół i nie potrafię zastosować wobec niego taryfy ulgowej. Cóż, pozostało wierzyć, że zapowiadany album będzie prezentował nieco wyższy poziom. –J.Bugdol