Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Post-scriptum do świetnego zeszłorocznego longplaya My Skeleton. Tym razem Stuart Turner porzuca orkiestracje i nieco odseparowuje się od wątków poważkowych czy "post-muzycznych", podróżując szlakami wyznaczonymi przez elektronicznych herosów. Bo weźmy otwierający EP-kę "Traumzeuge" i od razu słychać Fenneszowski sposób obróbki muzycznej tkanki, choć Claude Speeed pod koniec doczepia do tej wiązki baśniową wokalizę skrytą w niebiańskich oparach dźwięku. Z kolei "Dr. Liz Wilson" czy "Fret" to referencja w kierunku Tima Heckera i jego lodowatych, syntezatorowych wędrówek. A wieńczący Sun Czar Temple "R U Sorry?" to pejzaż namalowany podobnymi dźwiękowymi farbami do tych, których używali Boards Of Canada na Tomorrow's Harvest (choć pod koniec znowu odzywa się Heckerowska maniera). Oczywiście, nie chcę tu wykazać, że Turner nie posiada własnego idiomu, bo choć widać, że odbiera sygnały od swoich wybitnych poprzedników, to widać również, że potrafi z tego korzystać, kreując własną soniczną powierzchnię, w którą z łatwością można wsiąknąć. –T.Skowyra
"Jak ktoś nie słyszał tej piosenki, to znaczy, że nie mieszka w Polsce!" – przekonywał rozemocjonowany Krzysztof Varga, by w następnym zdaniu dodać, że "w internecie największy idiotyzm może osiągnąć gigantyczny sukces". Pamiętne rozkminy "fana popkultury, który zatęsknił za elitaryzmem" polecam każdemu w związku z tą reklamą. Disco polo wraca do mainstreamu na pełnej kurwie. Oprócz filmu Disco Polo z wszędobylskim Tomaszem Kotem dowodem ta wersja, którą już niedługo wszyscy będziemy rzygać. Gładź szpachlową reklamuje bowiem odpowiednio przerobiona wersja "Ona Tańczy Dla Mnie". Wyobraźcie sobie tylko proces myślowy tytanów marketingu, który doprowadził do tego wydarzenia...
Środa wieczór, burza mózgów w pewnej agencji. Na stole walają się puste puszki po Tigerze Restart (bo na natemat napisali, że najlepiej stawia na nogi). W powietrzu czuć atmosferę wszechobecnej spinki, bo deadline się zbliża, a pomysłów czym reklamować tę jebaną gładź jak na lekarstwo. Heavymetalowy riff – najmocniejsza z dotychczasowych propozycji – nie budzi akceptacji szefa.
– Panowie kurwa, nie czuję tego. To są proste chłopaki, gdzie mi tu z tym metalem. To musi być coś przystępniejszego. Ja wiem, reklamował to kiedyś Mamed Chalidow, ale teraz nie ma funduszy na gwiazdę. Ma być biednie, ale godnie.
– Hmm, szefie, a może... Ale nie, to chyba nie przejdzie – odzywa się nagle jeden ze stażystów.
– Dajesz świeżak, siedzimy tu kurwa 7 godzin, kończmy tę mękę.
– Może... disco polo?
– Ale co kurwa disco polo? A może Prince Polo? Downa masz? Skąd ty się tu wziąłeś? Konkretniej, kurwa! – zirytował się przełożony.
– Link 4 pan kojarzy? Przeróbmy jakieś disco polo do reklamy. "Ona Tańczy Dla Mnie", to był hit, cała Polska tym żyła. Prości ludzie i intelektualiści z Newsweeka, wszyscy o tym gadali.
– Świeżak, kurwa, jesteśmy na ścieżce, na kursie! Jakby to mogło lecieć?
– No na przykład tak... –K.Bartosiak
Dwie pierwsze odsłony ekranizacji Hunger Games bez ironii uważam za całkiem sprawnie zrealizowane teen movies. Na dniach na polskie ekrany trafić ma Mockingjay – Part 1, czyli trzecia część serii, i gdyby decyzja o ewentualnym pójściu do kina uwarunkowana była poziomem promujących soundtrack singli, bez chwili zastanowienia pieniądze przeznaczone na bilet wydałbym na piwo. Jakiś czas temu "Yellow Flicker Beat" Lorde słusznie skarcił Kacper Bartosiak, klapą okazała się również propozycja Chemical Brothers, a teraz do tego orszaku mierności dołączają CHVRCHES, autorzy jednej z najbardziej beztreściowych płyt, jakie przyniósł 2013 rok. "Dead Air" to inspirowany ejtisami, gówniano-melancholijny electro-pop z refrenem przewidywalnym bardziej niż porażka nadchodzącego filmu o Aaliyah. Podobno utwór grywany był już wcześniej na koncertach…O kurwa, właśnie wyobraziłem sobie pobyt na ich koncercie. Niech ten dzień się wreszcie skończy. –W.Chełmecki
Californiaman, projekt o którym pisaliśmy wcześniej tutaj, to zajawka dla ludzi, którzy większość swojej muzyki mają otagowane jako "Oldies". Szwed brzmi niczym mieszanka wszystkiego, co możecie usłyszeć w Waszym ulubionym radiu AC i, nomen omen, nie inaczej jest z tym kawałkiem. Jakże sympatyczne i - paradoksalnie - odświeżające jest to granie tak wiernie a zarazem kreatywnie emulujące brzmienie i kompozycje klasyków. Chyba najbliższym odniesiem mógłby być dla niego Dungen, ale chłopaki zamiast zgłębiać psychodeliczne stany udają się na samochodową przejażdżkę po soft-rockowych okolicach z funkowym vibem. Dobre dziady! -K.Michalak
Co prawda, to jest numer z wydanej przed chwilą kompilacji The Ramen Skate Sessions, ale dla mnie "Hope", to pomost między soulfulowo-melancholijną EP-ką Reborn, a czymś zupełnie nowym w solowym dorobku Chloe. Krystaliczne klawisze, wijące się i szwendające hi-haty, opadające basy, a nawet smyczki na 1:29!, związane charakterystyczną narracją producentki — wszystko to po raz kolejny pokazuje, że Anna Żmijewska już za chwilę powinna zostać pierwszoplanową postacią szeroko pojętego popu w Polsce. Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że mająca ukazać się w Roche Musique, nowa EP-ka Chloe Martini, okaże się klapą. Zwłaszcza nie po takim tracku, który możecie odsłuchać poniżej. -T.Skowyra
Czesław śpiewa: "Nienawidzę cię Polsko, na to nic nie poradzę". Ja niestety też nie, ale wiem, kto by poradził. Psychoanalitycy w Koluszkach. Naprawdę, to nie tak, że się z Mozilem nie zgadzam, po prostu nie wiem, co on tam właściwie bełkoce. Pewne jest, że sadzi się do nowej emigracji, zdążył ją już podpatrzeć, zrozumieć – teraz będzie diagnozował. "Polak nie zadzwoni do domu i nie powie: >>Mamusiu, sprzątam tu mieszkania i jest mi z tym dobrze<<. Nie, on będzie się tego wstydził" – komentuje celebryta, do niedawna właściciel baru w Kopenhadze. A "jak wraca do swojej wioski" to "nie mówi: tęsknię" tylko "stawia kolejkę, bo ZARABIA" – marudzi dalej. O co ci chodzi, człowieku? Po kimś kto sam wychował się w polonijnym środowisku, spodziewałbym się jednak bardziej wnikliwych spostrzeżeń, a nie kilku klisz o londyńczykach z dodatkiem pozującego na grubą rybę wujka Johna z Samych Swoich. "Na płycie trochę szydzę, trochę się śmieję, obserwuję te polskie kompleksy" – kontynuuje autor Grać Nie Srać, zaznaczając swój cel oświatowy. To ci Stańczyk dopiero! Ma ważną misję. Jaką? Nieważne. Polscy artyści – od L.U.Ca po Mister D – uwielbiają tego typu ekshibicjonistyczne gołosłowie, ubrane w płaszczyk głębokiej społecznej satyry. Mozil nie jest wyjątkiem. Jedzie z posłannictwem (korzystam z jego własnej nomenklatury) jak ta "maszynka do świerkania".
Na stronie rzuca również rękawicę w innym pojedynku - na najbanalniejszą apostrofę do naszej ojczyzny-matki (danger-gender). Taki der Dolchstoß w samo serce patriotycznej próżności. Jeszcze Szczepan Twardoch nie zdążył odszczekać swojego: "Pierdol się, Polsko", w obliczu chwały polskiego oręża, w tygodniu, w którym Wieczny Grunwald wrócił do macierzy, a tu zaatakował Czesław uzbrojony w zestaw częstochowskich rymów i za chwilę opiniotwórcze media będą kruszyć kopie o te jego bardzo mądre słowa. Tu przecież nie chodzi o piosenkę, głupcze, tu chodzi o Polskę, right? -W.Kowalski
Co się porobiło z tą laską? Przecież "SuperLove" było naprawdę super i pokazywało, że Charli zwęszyła dobry trop. Niestety, na trackliście Sucker ten numer się nie znajdzie, bo dziewczyna woli stawiać na knoty w rodzaju "Break The Rules" czy "London Queen" właśnie. W topornych, prostackich gitarach zdecydowanie nie jest jej do twarzy. Wszystko wskazuje na to, że zamiast fajnej popowej płyty dostaniemy słabiznę na modłę Night Time, My Time. Szkoda. –T.Skowyra
Piosenki Czesława zazwyczaj przenoszą mnie do piekła, ale ten numer to tylko krótka wizyta w czyśccu. Siedzę, czekam, nic się nie dzieje. Brzmi trochę jak późne Modest Mouse. Na plus zaliczam wokalną i aranżacyjną powściągliwość. Program Trzeci zadba, żebyście to usłyszeli. -Ł.Konatowicz
Co my tu mamy? Piosenka aktorska w wykonaniu Karoliny "Hera-Koka-Hasz-LSD" Czarneckiej, rymowany tekst o "słoikach", "nowe brzmienia"? Czyżby ostateczna mieszanka pretensji, płytkiej publicystyki i jeszcze raz pretensji? Otóż wcale nie - w jakiś magiczny sposób to wszystko działa i gdy quasi-ludowe zaśpiewy stykają się z orkiestralno-futurystycznym d'n'b, odnoszę wrażenie, że Czarnecka opowiada nam całkiem ciekawą historię, nasyconą dramaturgią i odpowiednia dozą dobrotliwego poczucia humoru. Na zapowiedzianym albumie piosenkarki raczej nie powinniśmy się spodziewać nowej Ewy Demarczyk, która w kilku piosenkach wyartykułuje wszelkie neurozy swojego pokolenia, ale "Stolica" chyba wystarczy, by przeprosić się z Czarnecką po irytującym coverze The Tiger Lillies i przychylniej patrzyć na jej dalsze poczynania. -K.Michalak
Comoc to prawdopodobnie największy krejzol w ekipie Polish Juke. Action Canceled (EP) i "Lama (Family Feud)" są tego mocnymi dowodami – raz dostajemy po głowie rytmem i brzmieniem, a raz jukowym vaporwavem nawiązującym do polskiego mema ze Strasburgerem. Fuel jest drugą (pod tym pseudonimem) EP-ką Comoca w tym roku i prezentuje nabieranie sił po całym dniu biegania z nożyczkami. Chcecie posłuchać jak szajbus odpoczywa? Sprawdźcie Fuel (EP). -R.Gawroński