SPECJALNE - Rubryka

Ekstrakt #4 (2024)

7 stycznia 2025

Wracamy z czwartym odcinkiem Ekstraktu, w którym piszemy dla Was o tym, co interesującego wydarzyło się w muzyce w ostatnich dwunastu miesiącach. Koncept rubryki nie uległ zmianie: zebraliśmy w jednym miejscu nasze zajawki, obserwacje i uwagi dotyczące wydawnictw opublikowanych w ciągu pewnego okresu czasu. Swoisty ekstrakt z naszych własnych poszukiwań w świecie muzycznych wydawnictw. Oto przed Wami czwarty odcinek cyklu. Piszą dla Was Stanisław Kuczok, Jacek Marczuk, Natalia Jałmużna, Witold Tyczka, Borys Dejnarowicz, Łukasz Łachecki oraz Tomasz Skowyra. Zapraszamy do lektury.


 

Stanisław Kuczok:

Elo. Łapcie piętnastkę moich ulubionych albumów roku 2024, które jeszcze nie były zajęte przez szanownych kolegów i koleżanki z redakcji.

Jensen Sportag: Sergio (EP)
Troszkę na zasadzie miejsce zerowe, honorable mention, ale ta lista nie byłaby moją listą za miniony rok bez obecności Jensenów. Czysto teoretycznie jest to pierwsze 'multimedialne' wydanie kultowej EP-ki z roku 2008, ale tracklista jest zmodyfikowana, są tu dwa zupełnie nowe numery, no i w ogóle to co ostatnio dzieje się w obozie JS WYMAGA KOMENTARZA. Zacznijmy od słowa uznania należącego się zeszłorocznej, kryminalnie przemilczanej Antologii. Tam w co drugim utworze wczesny Toro spotyka późnych Junior Boys, będziecie wracać do tego po dwudziestu latach i dalej doceniać perfekcję w rozkładaniu akcentów. Co do Sergio pamiętacie pewnie chillwave'owy funk na sterydach utworu tytułowego, skupmy się więc na premierowych, dodanych do pierwotnej tracklisty utworach. "Mapquest 1" to jeszcze trochę kejs pomysłowego, ale jednak remiksowania samych siebie, ale już digi-symfonia "Melodie" to jest rasowa, elektryzująca wizytówka tego duetu. Do dziś próbuję zrozumieć co tu się wydarzyło od 1:40. Cieszmy się więc, że ten zasłużony skład przeżywa drugą młodość, a wczesne, praktycznie niedostępne w szerszym dostępie diamenciki śmigają już w streamingach.

Remi Wolf: Big Ideas
Trzyletni już Juno, poprzedni album Remi Wolf to był tak bezpretensjonalny, imprezowy letniaczek, że do dziś zabieram go na wszystkie wakacje. Ten wyluzowany secik kończył się najlepszym utworem w dorobku Amerykanki – pomnikowym wyznaniem "Street You Live On", zdradzającym potencjał na jeszcze większe granie. Na Big Ideas Remi faktycznie rozwija swoje piosenkopisarskie CV i obok zwyczajowych, chwackich, popowych petard, umieszcza choćby list miłosny do 50-sowych, soulowych ballad ("Motorcycle"), pokazuje Soccer Mommy, jak pisać dziś zajmujące, dziewczęce indie ("Alone In Miami"), a najciekawszy tutaj "Cherries & Cream" rozpisuje w tak soczysty, niemal barokowy sposób, że pozostaje mi tylko czekać z zapartym tchem na to, co przyniosą jej następne nagrywki.

Popstar Benny: Oasis
Jak tłumaczę znajomym, że żyjemy w najwspanialszych muzycznie czasach, to myślę o oczywiście o rapgrze. Uśmiecham się na myśl ile macek posiada już ten potwór, z jaką prędkością się rozwija i ile innowacji i świeżości wnosi do dość wiekowej już formy sztuki. Kiedy jednak akurat nie potrzebuję słuchawkowych rewolucji, a raczej wyluzowanej przewózki do wajbowania, i tak sięgam w podobne rejony. Benny sprawdza się w tym przypadku znakomicie. Ziomek od paru lat kręci albumowe imprezy w pluggowym podziemiu. Na Oasis wszyscy znajomi zostali zaproszeni – tyleż tu gościnek, co numerów; bity zostały ujarzmione, nie są już tak partyzanckie jak na wyśmienitym debiucie, ale właściwie tylko na tym zyskują; numery idealnie dostosowują się do dzisiejszego attention span, właściwie czego chcieć więcej? Feel-good trap najwyższej próby.

Ezmeralda: Ruido Y Flor
Kolumbijski czarodziej konsolety ukrywający się pod pseudonimem Ezmeralda to postać, którą, już od jakiegoś czasu zdecydowanie warto śledzić. Vallejo na swoim zdecydowanie najciekawszym dotyczczas albumie osadza nagrania terenowe na spreparowanych pętlach nadając im konkretny kierunek i tempo, fabularyzuje ja synthową mgiełką, nadaje nowego kontekstu niespodziewanym samplem. Muzyka zamienia się na naszych uszach w rodzaj magicznego seansu, momentami mocno niepokojącego, ale zawsze wciągającego. Te utwory jakościowo i duchowo odnalazłyby się na klasycznym już sound-collageowym składaku Mono No Aware i niech to posłuży za ostateczną rekomendację.

Jessica Pratt: Here In The Pitch
Co to jes, podsum 2024 czy 1964? Jessica Pratt na wcześniejszych albumach jeszcze zgrabnie balansowała pomiędzy zdradzającym współczesne inklinacje freak-folkiem a jawnym hołdem 60-som. Na tegorocznym Here In The Pitch już nawet nie udaje. Jakbym słuchał tego w ciemno, pomyślałbym, że odkryłem właśnie jakąś skrzętnie ukrywany amerykański skarb narodowy, dziewczynę, która imprezowała z Velvet Underground i podkochiwała się w Nicku Drake'u. Można pewnie obrażać się na taką ostentacyjną niedzisiejszość, szukać w nowej muzyce zupełnie innych rzeczy, ale fragmenty takie jak złamanie melodii zwrotki na wysokości 1:11 w późno radioheadowym, widmowym "Empires Never Know", arpeggio dogorywające w pracowni Basinskiego z "... Glances" czy radosne, Spectorowskie otwarcie dodają tu sporo smaczków i stawiają to dziełko pod względem jakości kompozycji na równi z idolami Pratt.

Nourished By Time: Catching Chickens (EP)
Kojarzycie tę historię, że Marcus nagrał długogrający debiut w piwnicy u swoich starych? Ech, chciałbym nagrać kiedyś choćby coś w połowie tak dobrego, robiłem inne rzeczy w piwnicy. Brown po międzynarodowym sukcesie i rozgłosie, na który w pełni zasłużył dostał do dyspozycji profesjonalne studio i słychać to na tegorocznej EP-ce. Te numery podane niskim, zmysłowym głosem Brytyjczyka, w swoim dna mają w dalszym ciągu nieuchwytny melanż melancholii i nadziei, ale siła z jaką spada na nas pierwsza zwrotka otwierającego "Hell Of A Ride" to jednak w większym stopniu perfekcyjnie rozplanowana, produkcyjna ekspozycja. Gdyby Yves Tumor inspirował się dziś wczesnym Autre Ne Veut i Inc., to może dałbym mu kolejną szansę, ale podejrzewam, że i tak nie wyszło by mu coś równie monumentalnego i intymnego jednocześnie. Plus najlepszy koncert zeszłorocznego OFF-a.

Loidis: One Day
Pamiętacie jeszcze Briana Leedsa? Jego nagrywki pod aliasem Huerco S. w pewnych kręgach uchodzą dziś za kultowe, ale chłop miał o wiele więcej wcieleń, żeby wspomnieć choćby ambientowy projekt Pendant. W tym roku Amerykanin postanowił podrążyć bardziej bitowe odcienie elektroniki jako Loidis. Nie ma tu jednak miejsca na parkietowe uniesienia, to raczej kontemplacyjny microhouse na słuchawki, z mnóstwem Jelinkowych smaczków. Te numery rozwijają się niespiesznie, wyposażają uważnego słuchacza w szkiełko laboratoryjne, pod którym te z pozoru jednostajne czwórki odkrywają swoje stale mutujące podbrzusze. Centralne dub-techno "Sugar Snot" to dobra ilustracja, a ledwie słyszalny sampel w "Love's Lineaments" ewokuje czasy świetności Leona Vynehalla. Piękna rzecz.

Dummy: Free Energy
Ktoś tu jeszcze sprawdza nowe gitarki? Jak każdy z ostatnich dwudziestu, no nie był to wybitny rok dla wiosłowania. W moich notatkach za mijające dwanaście miesięcy są ledwie trzy ciekawe gitarowe albumy, ale kalifornijscy psych-rockowcy z Dummy godnie reprezentują gatunek. Zespół gra tu coś na przecięciu wczesnego Stereolab, zapatrzonych jeszcze w krautrock i VU i dorzuca drive z lżejszych odmian shoegaze'u, a w najlepszych momentach brzmi to właściwie jak każdy projekt Jasona Pierce'a jednocześnie. Gwarantuję, że nawet największy gitarowy malkontent przy takich rzeczach jak "Intro-UB" czy "Soonish... " (heh) po kilku sekundach mimowolnie zacznie się uśmiechać.

Fabiana Palladino: Fabiana Palladino
Chyba już tu kiedyś wspominałem, że kocham All The Time Jessy Lanzy? Przy długogrającym debiucie Fabiany Palladino serce w tym roku kilkukrotnie zabiło mi mocniej. Artystka wokalnie barwowo leży na prawdę blisko Jessy, jak zarzuci wokalizą choćby w "Can You Look In The Mirror" to są w zasadzie nierozróżnialne, ale nie w tym rzecz. To, co łączy obie panie i mnie to miłość do mechanicznego, syntezatorowego r&b z przełomi 80-sów i 90-sów. Miłość czasem jednak bywa trudna i trzeba nad nią pracować, Fabiana zdaje się o tym wiedzieć i ma receptę na udany związek. Nie ma tu chwili na nudę, czasem bas zagra w poprzek, innym razem w obiekt swoich westchnień Palladino wwierca się jakimś teoretycznie niepasującym, brudnym przesterem, w końcu proponuje swoją wizję nowego, wypolerowanego disco. Przechodzenie przez kolejne dekady i style, spajane wizją artystki, w tym retro-futuro kolażu to czysta przyjemność.

Peel Dream Magazine: Rose Main Reading Room
Zaczyna się jak u któregoś z klasyków minimalizmu, ale szybko okazuje się, że Peel Dream Magazine Reichowskie techniki wykorzystują w zupełnie innym zamiarze. Czasem brzmi to jak wspólny jam Tortoise i Stereolab, kiedy indziej jakby Sufjan Stevens połączył siły z High Llamas. Każdorazowo efekt jest porażający, ale zarazem subtelny i niewymuszony. Swoją drogą, dwuletni już Pad to też była arcyciekawa rzecz, polecam śledzić ten projekt.

Ajukaja & Mart Avi: Death Of Music
Zdaje się, że estoński Bowie z albumu na album w swoim avant-popowym królestwie coraz mocniej przesuwa akcenty na pop, z korzyścią dla siebie i dla nas. W kolejnym wspólnym projekcie ze starszym kolegą po fachu ukrywającym się pod aliasem Ajukaja, wysmażyli tak grywalny, bitowy przelot, że nie mam pytań. Hipnotyczny opener płynie jak jakiś balearic-house, "Smashed" mógłby równie dobrze sieknąć Lone w kolejnym hołdzie dla Boards Of Canada, a centralny "Son Of A Sin" to w ogóle instant-klasyk klubowo-słuchawkowego grania po kilku sekundach. Mistrz ceremonii też się tu nie nudzi. Zwróćcie uwagę choćby na tytułowy, wokalny performens. Umarł król, niech żyje król!

Sabrina Carpenter: Short N' Sweet
Kiedy usłyszałem, że Kevin Parker wchodzi do studia z Duą, żeby nagrać follow-up Future Nostalgii miałem dość spore nadzieje. Album nie jest zły, ale Lipa skręciła niestety w kierunku zupełnie odwrotnym do moich oczekiwań; wyłowiłem na listę singli słoneczny, french-touchowy opener, a o reszcie szybko zapomniałem. Na szczęście honor kunsztownego mainstream-popu uratowała Sabrina. Parker powinien zapaść się pod ziemię po usłyszeniu tego zróżnicowanego, ultraprzebojowego zestawu. Co my tu mamy? Choćby trochę kanadyjskiego indie. "Please Please Please" w innej aranżacji mogliby nagrać Exit Someone po reaktywacji, brzmienie gitary przypomniało mi o cudownym Dry Your Eyes. Wieńczący całość "Don't Smile" to bedroom-popowa odpowiedź na syntezatorowy balsam środkowego Maca DeMarco. Start-stopowe "Bed Chem" odsyła do złotych czasów zerosowego r&b, a "Good Graces" ogrywa Arianę na jej własnym boisku. A, no i są tu jeszcze singiel roku i dziwny cover "Big Yellow Taxi". Not bad, huh?

Usher: Coming Home
Kiedy ostatnio słyszeliście dobry album Ushera? No właśnie. Zajawiony fantastycznym, hitowym singlem "Good Good", który ukazał się jeszcze w zeszłym roku, postanowiłem sprawdzić co dziś ma do zaproponowania Amerykanin. Okazuje się, że całkiem sporo. Sprawdźcie se dla przykładu sekwencję czterech ostatnich tracków, od "Luckiest Man" – o co w ogóle chodzi, czemu ten chłop dostaje najciekawsze bity w mainstreamie? Znudziły Wam się trapowe cykacze? Są tu też hollywodzkie, soulowe ballady ("Risk It All"), jest grooviasty hołd dla 70-sowego disco w "BIG", szkatułkowe, drejkowe kluczenie w "Bop" i "Ruin", czy pasjonująca hybryda Miguela i Timberlake'a z Neptunes'owym mostkiem w moim ulubionym "I Love You". Od sasa do lasa, do tańca i do różańca, polecam się tu zagubić.

Faye Webster: Underdressed At The Symphony
Do otwierającego najnowszy album amerykanki "Thinkin About You" zostajemy zaproszeni łagodnym fade-inem. Z każdym kolejnym odsłuchem czuję się jakbym wchodził lekko spóźniony do niedużego klubu na koncert Webster, który przed już się rozpoczął. Nie wiem ile straciłem, ale to nie ważne, ten i większość innych utworów mają dość klarowny schemat. Oparte zwykle na jednym prostym, acz zabójczo skutecznym pomyśle, niespiesznie i z wielką gracją snują repetycyjną opowieść, obudowując ją z różnych stron dość oszczędnym instrumentarium. Właściwie z wyjątkiem zaskakującej gościnki Yachtyego i zeitgeistowej, uroczej miniaturki "Feeling Good Today", te numery w mojej głowie nie mają strukturalnego początku i końca, zacinający się refren "Tttttime", wyliczankowe zwrotki "But Not Kiss", tłumiona gitara "eBay Purchase History" nawiedzają mnie czasem zupełnie z nienacka i nie opuszczają już do końca dnia – jak tak nieskomplikowaną motywiczność zamienić w błogą, transową medytację wie dziś chyba tylko Faye Webster.

Mk.gee: Two Star & The Dream Police
Wiecie co by się wydarzyło, gdyby do studia na wspólną sesję weszli Prince, Arthur Russell i Phil Collins? Ja nie mam pojęcia, pewnie nic dobrego. Zamiast się zastanawiać wolę posłuchać "How many miles". Mike Gordon to niezły ananas. Gitarę traktuje w dość osobliwy sposób. Z jednej strony brzmi to jakby chciał zagrać wszystkie dźwięki jednocześnie, a każdy kolejny mógłby być tym ostatnim – łapczywe, nienasycone palce niejednokrotnie wyprzedzają mózg w tej gonitwie. Z drugiej zaś jest to właściwie funkowe granie, każdy akord jest momentalnie tłumiony, dźwięki nie mają prawa wybrzmieć, mają krótkie życie. Michael wokalnie jest równie nieokiełznany. Tam gdzie wspomniany wyżej Prince, pewnie wchodząc w wyższe rejestry dokonywał rewolucji seksualnej, Gordon zupełnie odwrotnie, ukazuje nam swoje najbardziej kruche oblicze, to momentami jakiś desperacki emo-soul. Odnotujmy również paradoks produkcyjny, choćby taki opener mimo swojej lo-fi otoczki brzmi tak gęsto jakby Jensen Sportag coverowali "Energy" Pa Salieu. Pod tą rozmazaną, surową tkanką kryje się zdecydowanie więcej niż powinno. A i sprawdzćie jeszcze taki późniejszy singielek "Lonely Fight". Jestem bezbronny.


TOP 10 PŁYT
Mk.gee Two Star & The Dream Police
Faye Webster Underdressed At The Symphony
Usher Coming Home
Rafael Toral Spectral Evolution
Sabrina Carpenter Short N' Sweet
Future / Metro Boomin We Still Don't Trust You
Mart Avi / Ajukaja Death Of Music
Total Blue Total Blue
Skee Mask Resort
Peel Dream Magazine Rose Main Reading Room

TOP 10 SINGLI
Sabrina Carpenter "Espresso"
Cochise "Google Me"
Ariana Grande "Yes, And?"
Charli XCX "Von Dutch"
A$AP Rocky "Tailor Swif"
Piri & Tommy "Dog"
Ryan Power "Psychic Mechanic"
Chappell Roan "Good Luck, Babe!"
Lemon Twigs "My Golden Years"
Jamie xx / Robyn "Life"


Strona #1    Strona #2    Strona #3    Strona #4    Strona #5    Strona #6    Strona #7

Redakcja Porcys    
BIEŻĄCE
Ekstrakt #3 (styczeń-czerwiec 2023)
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych