Przegląd najciekawszych muzycznych premier ostatnich sześciu miesięcy 2023 roku.
-
B - Krótka Piłka
-
BFlecha "Rutas Circulares"
(5 kwietnia 2017)Jak już zdążyliście się zorientować, w naszym kraju dość trudno o r&b z prawdziwego zdarzenia. Poza takimi iskierkami jak Chloe Martini, Rosalie. czy Smolasty w temacie panuje smutek i bieda. I pewnie nie jesteśmy jedynym europejskim krajem, który cierpi z powodu tego braku. Pomyślcie na przykład o Hiszpanii: znacie jakiegoś wykonawcę r&b z tego kraju? No właśnie. Dlatego podejrzewam, że Belén Vidal aka BFlecha to taki odpowiednik naszych krajowych r&b RODZYNKÓW. Związana z labelem Arkestra Discos artystka ma już na swoim koncie debiut βeta (sprawdźcie), kilka singli ("Specius Presente" brzmi jak singiel hiszpańskiej wersji Liz), a na horyzoncie już jawi się sofomor Kwalia. Jego pierwszym zwiastunem jest "Rutas Circulares" – mknący na lekko trapowym podkładzie, wyścielony delikatnymi pacnięciami w syntezator song zaśpiewany oczywiście w ojczystym języku Belén. Dziewczyna ewidentnie "czuje" materię, w której się porusza, bo refren nienachalnie wbija się do głowy, a odpowiednio wyważona "współczesna" produkcja uwypukla duszę tracka. Pozostałe piosenki z nadchodzącego LP są również interesujące, więc nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać na cały album. Powinno być dobrze. –T.Skowyra.
-
B. Bravo feat. Reva DeVito "Can't Keep My Hands Of You"
(4 kwietnia 2017)B. Bravo na początku dekady dość sprytnie imitował dam-funkowy masterplan (EP-ka Computa Love) i dzięki temu został zapamiętany przez pewne grono odbiorców. Dziś Adam Mori przygotowuje się do wydania debiutanckiej płyty Paradise, która, sądząc po kilku już udostępnionych fragmentach, będzie zlepkiem wakacyjnych wibracji z g-funkiem, boogie-funkiem, nu-disco czy synth-r&b. I tak się składa, że na razie moim ulubionym singlem z nadchodzącego w kwietniu LP jest "Can't Keep My Hands Of You" z gościnnym głosem znajomej Adama, Revy DeVito. Dlaczego? Bo moja słabość do takich progresji akordów skondensowanych w chłodnym, ale jednocześnie gorącym od emocji r&b-gemie jest zbyt duża, abym mógł się oprzeć. Dodajmy to tego atłasowy, zmysłowy timbre Revy (przypomina mi trochę Kelelę) będący symbolem-krzyżówką 90sowych chartsów oraz modernistycznego podejścia do r&b i mogę się rozpływać w kolejnych, kojących moje nerwy zapętleniach. Wam też zalecam. –T.Skowyra
-
Broken Social Scene "Halfway Home"
(1 kwietnia 2017)Wiadomo – 2017 stoi pod znakiem gitarowych powrotów. Slowdive, Land Of Talk, Ride... Długo by wymieniać. Najczęściej wszystko skwitować można przeciągłym "meh", więc kiedy odpalałem najnowszy singiel Broken Social Scene, nie miałem złudzeń ani nadziei. Na szczęście bardzo miło się rozczarowałem. Choć trochę "tak już się nie gra", to standardowy, pozornie chaotyczny przepych "Halfway Home", w którym buzuje dużo motywów, rozbudowana konstrukcja oraz w miarę wyraziste hooki, ratują zespół przed geriatrią (c'mon – 7 lat minęło). Jestem w stanie zaakceptować formułę, która kreatywnie nawiązuje do przeszłości, więc stawiam plusa i po cichu liczę na niespodziankę (raczej) w postaci albumu, który co najmniej utrzymałby ten poziom. –J.Bugdol
-
Ronald Bruner Jr. Triumph
(29 marca 2017)Bruner Jr. w tegorocznym, rodzinnym pojedynku na długograje przegrywa, ale nieznacznie. Debiutancki LP Ronalda to pędzący przed siebie potwór złożony z elementów jazz-fusion, soulu czy nawet trapu. Warsztatowe popisy w stylu "Open the Gate" przeplatają się tu z trackami, które po odpowiednim edicie miałyby spory radiowy potencjał. Weźmy choćby takie "She'll Never Change" – z wiodącą, relaksującą linią basu i próbką możliwości wokalnych Amerykanina, który wielokrotnie udowadnia na tym materiale, że śpiewanie to kolejna jego mocna strona, zaraz po obsługiwaniu zestawu perkusyjnego. Wachlarz zagrywek jest tu o wiele większy, a Bruner w każdym odnajduje się wyśmienicie, ale w sumie trudno się dziwić, skoro typ bębnił już chyba dla wszystkich w branży, a w jego bogatym CV można znaleźć gościnki u Kendricka, FlyLo, Kamasiego Washingtona czy Suicidal Tendencies (!). Uszanowanko! –S. Kuczok
-
Borixon Koktajl
(23 marca 2017)Za co kocham Borixona? Za zestawienie jakichś niezbyt wydumanych analogii biblijnych z niedorzecznym namecheckingiem i litanią nazw high-brandów, bo ten paradoks wreszcie pachnie "ameryczką" z prawdziwego zdarzenia. Kocham również otwarte głoszenie postaw hedonistycznych w najbardziej niuskulowych momentach płyty, które niewiele później ściera się z absolutnym wypaczeniem propagowanej doktryny tam, gdzie spotykamy już autorefleksyjną eseistykę oraz próby podjęcia tematów "wartkich i ważnych" (vide brzydota poezji "Nie Płacz Kochanie").
Lopa, towiec, Josh, pacan – w kwestii prawilniactwa synonimów terminu "trawka narkotyczna", Boryna na dziś nie ma sobie równych. Wreszcie Kanciaste flow przeciętnego rapera, poprzez konsekwencję i metodyczne działania wydawnicze, doczekało się estetyki, w której z powodzeniem może zacząć brylować. Dlatego osadzone na świetnie wyprodukowanych bitach, prost(acki)e gry skojarzeń i słów ("Yerba", "Jackiechan", "Sashimi") uprawiane przez BRX-a to kwintesencja dobrego, polskiego retard-rapowego słuchowiska. Zajebiście, że Tomek w końcu dogonił sen o niczym nieskrępowanym baunsie, który chciał uprawiać 14 lat temu w ramach Hardcorowej Komercji. Koktajl to najlepsza płyta w dyskografii kieleckiego artysty. Zdecydowanie równiejsze deklamowanie, niż jego pierwsze – silnie singlowe – przymiarki do takiego grania (Rap Not Dead, New Bad Life). Trzeba po prostu jasno zaznaczyć, że lepiej słuchać naturalności narkocentrycznych utworów pióra Borixona, niż dajmy na to wyjątkowo groteskowych weed-loverskich manifestów przebrzmiałego Włodiego z wysokości "Kominów". –W.Tyczka
-
Blanck Mass World Eater
(14 marca 2017)Po średnio interesującym Dumb Flesh połowa brytyjskiego duetu Fuck Buttons jeszcze raz próbuje zdobyć moje serce swoim solowym dziełem i tym razem, przynajmniej częściowo, udaje mu się to. Zmasowany industrialny terror poprzednika na World Eater został ułożony i bardziej zróżnicowany. Gdy dwa lata temu grały raczej fragmenty, tak tutaj kompozycja całości prezentuje się znacznie lepiej. Ponownie obecne tyrady hałasu tym razem w intrygujący sposób skontrastowane zostały z takim na przykład "Please", ekwilibrystycznym treningu z herndonowskiej stylistyki, a przy okazji najlepszym numerze na płycie. Nie mogę powiedzieć, że każdy moment nowego wydawnictwa Powera mnie kupuje – czasem ciągnące się w nieskończoność pasaże fabrycznego electro męczą i przynudzają, a "The Rat" brzmi jak nieco ciekawsze wcielenie Death Grips. Można jednak przymknąć na to oko, bo World Eater to mimo wszystko bardzo dobra płyta, zdecydowanie bardziej przystępna niż piesio z okładki. –A.Barszczak
-
Biyo "Focus"
(4 marca 2017)Czy dopada was czasem tęsknota za delikatną finezją? Ja przyznam się uczciwie, że są u mnie czasem takie chwile i wtedy jestem w stanie słuchać tylko określonego rodzaju dźwięków. Na przykład "Focus" niejakich Biyo, którzy jeszcze nie pojawili się na naszym portalu (ale ich "Seasons" śmiga w czerwcowym Składaku 2016), należy do tego typu muzyki, którą spokojnie można określić "delikatną finezją": to klawiszowy pop, ale umieszczony w rejestrze modernistycznego r&b. Słychać tu wpływ Prince'a, można też dosłuchać się bardziej bezpośredniej, pchającej się na parkiet wersji Inc. No World (przegięli z tą nazwą tym razem), a na wysokości 1:47 pojawia się blake'owska impresja przecinająca utwór i prowadząca do wyśmienitej kulminacji. A to oznacza, że już wkrótce pochodzący z Nashville (ciekawe, czy znają się z Jensenami?) Biyo mogą zaatakować dłuższym materiałem, który przyniesie znakomite piosenki przepełnione, a jakże, delikatną finezją. −T.Skowyra
-
Borixon "YERBA"
(27 lutego 2017)Wiele można zarzucić twórczości Borixona, ale na pewno nie nudę. W tej uroczej mimikrze przelotu Belmondo (a może nawet Oyche Doniza z uwagi na wiek), autor kultowych "Papierosów" kolejny raz zaskakuje i wygrywa nieskomplikowanymi wieloznacznościami ("Nie schodzę z topów / Zostaję i palę jointa roku"). Popularny Borygo na trzecim singlu ze zbliżającego się długograja udowadnia, że jako jeden z niewielu weteranów sceny bez problemu odnajduje się na niuskulowych bitach – za to szacunek. Skłamałbym, gdybym napisał, że jakoś szczególnie czekam na album, ale ten utworek pewnie odpalę jak papierosa palę czy tam parę razy, i mimo że nie piję yerba, meeeejt, nie rzucę tego ścierwa. –P.Wycisło
-
Black Madonna "He Is The Voice I Hear"
(8 lutego 2017)"I wanted to make a record that returned to the core values of dance music. In a lot of ways, I don't think I'm doing something new with this record. I'm doing something old" – powiedziała o "He Is The Voice I Hear" Marea Stamper, autorka omawianego utworu. Sama prawda, bo rzeczywiście fuzja jazzowej trajektorii i krwistego, ognistego disco nie jest niczym nowym (ostatnimi czasy taki gościu jak Parov Stelar odświeżał, ale i trywializował tę formułę). Ale Black Madonna nie celuje w pionierskie szczyty ze swoją małą, ponad dziesięciominutową suitą, tylko godzi intelektualny ładunek z przebojowością i radością disco. Stamper jest bardziej powściągliwa od Todda Terje czy Lindstrøma, ale za to ze świetnym skutkiem próbuje kontynuować to, co robiła choćby Donna Summer wraz z Giorgio Moroderem (swoją drogą utwór został zadedykowany takim osobom jak Frankie Knuckles, Larry Levan, Arthur Russell, Walter Gibbons oraz Loleatta Holloway) i za to należy się szacunek. "Cinematic" – takie słowo przychodzi mi na myśl, gdy słyszę, jak rozwijają się poszczególne wątki i motywy "He Is The Voice I Hear". Krótko mówiąc: znakomite granie. –T.Skowyra
-
Benito Ricci & Compagni "Włoska Robota"
(25 stycznia 2017)Obywatele, obywatelki, jak możemy przeczytać na oficjalnej stronie rządu RP – ministerstwo rap gry donosi: ostatnie sukcesy polskich zawodników na międzynarodowej rap scenie doprowadziły do wzrostu pozycji Polski na wskaźniku ILZM (ile lat za murzynami). Powoli zbliżamy się do momentu, w którym dobrniemy do oszałamiającej jednocyfrowej sumy. Dostęp do szerokopasmowego internetu oraz rabunkowa polityka bezrefleksyjnej grabieży amerykańskich patentów na masową skalę odnosi pozytywne skutki. Cieszyć mogą ostatnie dokonania Włoskiej Roboty, która strzelając pięcioma młodymi Yung Leanami na minutę, ostatecznie kończy z oszałamiającym wynikiem bycia tylko trzy lata za szwedzką ekipą. Całym sercem życzymy im dalszych sukcesów.
Nie jest na tyle źle, aby sobie z nich żarty robić, zwłaszcza ten plusik u góry ogranicza pole do popisu, a wielka szkoda, bo możecie sobie popatrzeć, gdzie mnie research zabrał, i jakie dawał możliwości – smutno. –M.Kołaczyk