Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Zdaje sobie sprawę, że pisząc dziś o "Make Me Like You" odgrzewam kawałek sprzed miesiąca, ale This Is What The Truth Feels Like ma ukazać się lada dzień i chciałbym zwrócić uwagę czytelników na ten fakt, bo może akurat wydawnictwo utrzyma poziom tego singla. Za nową piosenkę Gwen Stefani odpowiedzialny jest szwedzki duet Mattman & Robin, którego skillsy po raz pierwszy dostrzegłem przy okazji świetnego "Love Myself" Hailee Steinfeld. To dość znamienne, że szwedzki, bo od pierwszych sekund "Make Me Like You" czuć wibracje Cardigans i to skojarzenie pozostaje ze słuchaczem właściwie do samego końca utworu. Niby nic szczególnego – prosta figura harmoniczna, Stefani śpiewająca ze swoim charakterystycznie ściśniętym gardłem, ale fakty pozostają faktami – z mainstreamu w tym roku częściej zapętlałem chyba tylko "Formation". Może to ten refren. –W.Chełmecki
Pamiętacie Walter Sobcek? Duet skrócił nazwę, ale to nadal Paryżanie ciałem, lecz Kalifornijczycy duchem i wciąż brzmią jak oglądanie filmów Johna Hughesa po dobrych kilku latach. I chociaż ich nowy kawałek to nie ten sam kaliber, co zjawiskowe "Miami", to przecież tak kojącym, zwiewnym nu-disco nie zwykłem wzgardzać. "Calendar Girl" to nostalgia na synthowych skrzydłach i powiew bryzy na twarzy po ciężkim sezonie. Biorę w ciemno. –W.Chełmecki
Mikael Seifu kontynuuje swoje ekskursje wzdłuż etiopskiego folkloru, tym razem w bardziej antycznym i surowym w wydźwięku wydaniu. "How To Save A Life" to rytualne zagrywki i improwizacje przy pomocy tradycyjnych afrykańskich instrumentów, których za cholerę nie potrafię nazwać i tylko delikatny rys zelektyfikowanej nowoczesności. Jest w tym wszystkim jakaś pierwotna dzikość, nerw, jaki zazwyczaj towarzyszy zaledwie naszym wyobrażeniom o takiej muzyce, oddzielający rzeczywistą fascynację od bezrefleksyjnego obskurantyzmu i sprawiający, że słucha się w niekłamanym skupieniu. Nie tak dobre jak "The Lost Drum Beat", ale wciąż bardzo dobre. –W.Chełmecki
Tym razem jeden z naszych ulubieńców nie pokazał swoich songwriterskich skillsów, ale dośpiewał swoje na cudzym podkładzie. Na szczęście SG Lewis, który również zachwycił się debiutanckim krążkiem Dornika, poczęstował swojego gościa na wokalu przestrzennym, klawiszowym podkładem lekko wpadającym w chillwave'owe wibracje. Coś w sam raz dla obdarzonego Jacko-podobną barwą głosu Leigha. Kulminacją "All Night" jest oczywiście wzniosły, pulsujący refren, ale przecież cała kompozycja jest przemyślana i nie zawiera nawet chwili przestoju: poczynając od umiejętnie zaszczepiającej klimat jointa introdukcji, przez treściwą zwrotkę prowadzącą do refrenowego hooka. Po dwóch kolejkach SG dokłada synthowe arpeggio budując tym samym dający orzeźwienie mostek na 1:43, po czym uderza z jeszcze silniejszym chorusem za sprawą doklejonego, klawiszowego paska i tym samym wieńczy całą pieśń. Ze spokojem można wrzucać na ripit, tylko pamiętajcie: noce są teraz długie, ale przy "All Night" mogą szybko zlecieć. Dobranoc. –T.Skowyra
Od bardzo chwalonej drugiej części tryptyku swojego czasu się odbiłem i po trójeczkę sięgnąłem bez żadnych oczekiwań. I tu nastąpiło miłe zaskoczenie, bo całość ze smakiem pochłonąłem, a potem puściłem mixtejp jeszcze raz i jeszcze raz. Jeśli ktoś słuchał już tego duetu to wie czego się spodziewać i polecać nie trzeba, jeśli nie to powinien pójść po rozum do głowy i zapoznać się z tymi wariatami z "Czikago". Wersja dla opornych? "Spazz On Ya", "Expensive Taste" i "How U Do Dat" – najlepsze fragmenty z tego materiału i jeśli to nie jest przekonujące, to nie mam bladego pojęcia co jest. Teraz wracam sobie do poprzednich taśm i czekam na pełnometrażowy, "profesjonalny" materiał, bo Saiyanów już wystarczy (przypominam – czwarta forma jest niekanoniczna)! –A.Barszczak
Niedawno przeczytałem wiadomość, że Sokół ma wydać płytę solo (pierwszą!) i bardzo się z tego powodu ucieszyłem. To jeden (jedyny?) z tych genialnych niegdyś raperów, którzy nigdy nie zaliczyli w swojej karierze w pełni udanego albumu. Może w końcu się uda? Płonna to była nadzieja, ale jakaś była. Niestety potem nadeszły fakty. Obecność Lindy. Pewnie, "Filandia” była świetna, ale to raczej wyjątek. Współpraca zgorzkniałego rapera, który potrafi wydać coś takiego, z burakiem pokroju pana Bogusława nie mogła zaowocować niczym dobrym. Nie mam ochoty się pastwić jakoś bardzo nad tym tworem. Oczywiście pod względem produkcyjnym, wykonawczym, realizacyjnym itd. jest w pełni profesjonalnie i fajnie. Marna to jednak pociecha, gdy efektem starań jest czerstwy rap dla prenumeratorów magazynu Logo. Przy ostatniej scenie, w której zadowolone chłopaki polewają sobie po szklaneczce Black Label, robi mi się autentycznie smutno, więc już może zamilknę. Rób to, w co wierzysz? Ja już w nic nie wierzę. –A.Barszczak
Panie z Savages zapowiedziały premierę swojej drugiej płyty na styczeń przyszłego roku, tymczasem od dwóch dni w sieci króluje ”The Answer” – pierwszy utwór promujący Adore Life. Wydaje mi się, że mamy do czynienia z lekką obniżką formy, bo brakuje mi tutaj wyrazistości, arsenału ciętych riffów oraz basowej kreatywności spod znaku LSF, czyli tych wszystkich cech charakterystycznych dla znakomitego debiutu Brytyjek – Silence Yourself. No, ”Strife” to zdecydowanie nie jest. Nie ma jednak co narzekać, bo ”The Answer” to wciąż świetna piosenka i wiele gitarowych składów marzy, żeby taką napisać. Rzekomy gotyk to tylko ułuda, gdyż zza tej ociężałej kotary szybko wyłaniają się typowe dla londynek: bezkompromisowość oraz nawiązania do ruchu riot grrrl na czele ze Sleater-Kinney (”The Answer” spokojnie mogłoby się znaleźć na No Cities To Love), natomiast przebojowy refren ze zdwojoną siłą eksponuje własną wizję post-punku tego londyńskiego składu. Póki co jest nieźle, ale odpowiedź na pytanie, czy Savages wytrzymały próbę drugiego albumu poznamy dopiero w przyszłym roku. –J.Marczuk
Musicie mi wybaczyć, że nakręcam hype jakieś 2 miesiące po premierze: musiałem mieć uszy w dupie, gdy pewnego sierpniowego wieczoru słuchałem tego kawałka i machnąłem ręką, bo po odświeżeniu i dzisiejszej sesji niezliczonych ripitów już się od niego nie uwolnię. Fantastyczny, skandowany refren, delikatna, sofciarska produkcja i duża sprawność w dozowaniu środków wyrazu – tyle trzeba, by piosenka o masturbacji przebojem wskoczyła do panteonu tegorocznych singli. Taylor Swift chciałaby nagrywać takie kawałki. -W.Chełmecki
Dziesięć powodów, dla których NIE WARTO zawracać sobie głowy piosenką promującą Spectre:
1. Nancy Sinatra "You Only Live Twice"
2. Shirley Bassey "Diamonds Are Forever"
3. Paul McCartney "Live And Let Die"
4. Carly Simon "Nobody Does It Better"
5. Sheena Easton "For Your Eyes Only"
6. Rita Coolidge "All Time High"
7. Duran Duran "A View To a Kill"
8. A-Ha "The Living Daylights"
9. Gladys Knight "Licence To Kill"
10. Tina Turner "Goldeneye" –J.Marczuk
Tytuł najnowszego utworu Kody’ego Nielsona znajduje odzwierciedlenie w muzyce. "Burning Sugar" wita nas precyzyjnie pocinającymi akordami, które w połączeniu z repetytywnym, lekko zalatującym krautrockiem, beatem napędzają kawałek niepowstrzymaną siłą żywiołu aż do momentu, gdy słodka melodia rozpływa się w klawiszowej mgiełce. Całość niczym crème brûlée pozostawia przyjemny posmak, lecz nie nasyca. Oba dotychczas zaprezentowane przez Silicon single pozwalają jednak przypuszczać, że zapowiadany na sierpień album Personal Computer może już się okazać pełnowartościową ucztą. –P.Ejsmont