Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Madi Diaz, kto to był, kto to był... Aha, aha, aha, aha, AHA. Znów to samo ćwiczenie co wtedy: puszczamy sobie oryginalny numer i zaraz potem remix Jensenów. :O :) B| (y)
A gdyby tak zrobili swojej koleżance z Nashville cały album? Oto aż się prosi, to się samo nasuwa. Choćby wziąć gotowce – Madi ma już trzy longplaye – i podobnie zremiksować, a czasem też, jak tutaj, coś swojego dośpiewać. Nawet małe dziecko wiedziałoby kto to Madi Diaz. Do usłyszenia, dziewczyno. –M.Hantke
Nie mam zupełnie problemu z tym, że Giorgio Moroder całkowicie jawnie czerpie z komercyjnego sukcesu ostatniej płyty Daft Punk, i że z dużym prawdopodobieństwem można przewidzieć, z czym będziemy mieli do czynienia na Déjà Vu. Również plejada towarzyszących mu gwiazd zagwarantuje dokładnie to, do czego została powołana. Na przystanku z Sią jest może trochę słabiej od tego, co miało miejsce z udziałem Kylie, ale to wciąż solidny poziom. W kreowanych przez Włocha euro-popowych warunkach Australijka sprawdza się bardzo dobrze (w drugiej części zwrotek jest naprawdę fajnie), gitarka podcina, bo co innego miałaby robić, nadal towarzyszy jej dawka groove’u, i hajda, do przodu. Refren solidnie wyciska esencję tracka, więc możemy mówić o sukcesie. Osobiście czekam na piosenki z Kelis i Britney na pokładzie, jednak na tym etapie znów nie mam nic przeciwko rychłemu powrotowi tego pana z wąsami. –K.Pytel
Z warstwy lirycznej Więcej wynika mniej więcej tyle, że ”więcej” to i tak zawsze za mało. Dla Małolata Więcej wydaje się z kolei jak w sam raz – 10 lat po ”klasycznym” (dla tych, którzy w 2005 roku byli dzieciakami), ale nierównym debiucie młody Kapliński wraca z płytą, która z jednej strony bombarduje przestrzennymi, czasem wręcz pompatycznymi i przegiętymi bitami (w ”Dobrze Żyć” to prawie jakaś footworkowa mutacja), z drugiej sięga po rekwizyty i motywy znane z Muzyki Rozrywkowej i Dziś W Moim Mieście – kluby, dupy, hajs, ich błahość i znienacka rodzina, przemijanie, albo i – kto wie – śmierć. Uczciwie rzecz biorąc, Małolat już w wieku 14 lat obrał drogę, która polegała na wyciąganiu słusznych wniosków z patentów brata – nie jest to droga najłatwiejsza, a na tle podziemia naśladującego Mesa, Laika czy Smarka nie aż tak oczywista. Uwikłany w niezwykle przykrą przygodę ciała Pezet daje tu zresztą gościnną zwrotkę, niemal równie gorzką, jak ta z ”S.O.S” Borixona – choćby dla niej warto sprawdzić ten zaskakująco fajny materiał. –Ł.Łachecki
Kto z Kanye przestaje, ten potem wypuszcza utwory nie tylko będące jednym długim quasi-samplem – tu mamy do czynienia z piosenką D.J. Rogersa – ale też kontrowersyjne od strony produkcji, bo drastyczna ostrość, żeby nie powiedzieć deformacja, brzmienia “Ryderz” także jest tu czymś znamiennym i raczej nieprzypadkowym. Kolejna zapowiedź Lantern, drugiego albumu HudMo, stanowi krok w bok, ale całkiem interesujący, jeśli weźmiemy pod uwagę element albumowości czy konceptu. Brytyjczyk ma nowy singiel, a ja mam nowe, podejrzanie polsko brzmiące słowo do spółki z Kieszą. –K. Pytel
"Czy oni zawsze byli tacy zjebani?" – zapytał ktoś w wieżowcu Porcys tuż po premierze "Psycho", pierwszego singla promującego nowe wydawnictwo Muse. Odpowiedź jest chyba jasna, skoro riff przewodni tego gniota został napisany 16 lat temu. Skumajcie, 16 lat! Zaiste, konserwacja godna Aphexa. Wraz z "Dead Inside" skończyło się ich zasrane życie: odtąd zaczynają nowe, zaszczane. Trio otwiera się na synthpop niczym Popek na muzykę gitarową. Wyobraźcie sobie, jak złe piosenki musieliby napisać U2 na album chujowszy niż swoje najchujowsze, a, jak wiemy, zdarzały się im naprawdę tragiczne. Tak, taka to jest właśnie piosenka, a kalecznie przeprowadzona stylizacja na ejtisy jedynie pogarsza sprawę. A jak komuś mało wrażeń, niech przeczyta sobie, jak lider zespołu skomentował kawałek w kontekście całego albumu. Psy szczekają, fani się cieszą, karawana jedzie dalej. –W.Chełmecki
"DEMOCRACY CONVERSATIONS ! TAMILS ARE STILL WAITING ! AND NO MY BEATS ARE NOT BETTER WITHOUT MY POLITICX", krzyczy M.I.A. w opisie swojego pierwszego od dwóch lat kawałka. Mnie osobiście jej polityczna krucjata ani ziębi, ani grzeje, ale z takim postawieniem sprawy pełna zgoda - jeśli usuniemy ideologiczną nadbudowę, ten bit nie będzie nawet odrobinę lepszy. Trzeba by go nagrać od nowa. –K.Michalak
Nie ma innego zespołu na świecie, którego dyskografia tak łatwo potrafiłaby przywoływać najcenniejsze z klisz lat minionych, więc nic dziwnego, że już pierwsza wzmianka na temat płyty bardzo mocno podgrzewała mi atmosferę związaną z oczekiwaniami. Niestety, im dalej w las, tym większe było rozczarowanie. Wszystkie wydane do tej pory single nie posiadały żadnego punktu zaczepienia i brzmiały co najwyżej jak B-side'y z We Were Dead Before The Ship Even Sank. Całe szczęście, tak było tylko do czasu pojawienia się "The Ground Walks...", bo ten numer jest już dużym skokiem jakościowym. Najważniejszym faktem związanym z nim jest to, że bardzo intuicyjnie przegląda całokształt ich poprzednich dokonań: przebojowość w zwrotkach znana z Good News For People Who Love Bad News, egzystencjalizm, filozoficzne wyrachowanie i melancholijny refren przywołują na myśl The Moon & Antarctica, a surowa produkcja w niektórych partiach odwołuje się do cech debiutu. Wejście w głąb aranżacji mówi nam, że w końcu nie ma tu miejsca na ziewanie. Bas zadziwiająco groove'uje niczym w tanecznym funku, riffy z outro utworu ładnie zagęszczają przestrzeń, a Brock żwawo wypluwający z siebie następne frazy tekstowe chyba chce pokazać, że znowu ma dwadzieścia parę lat. Co tu dużo mówić, jeśli reszta albumu zostanie utrzymana w takim klimacie, to właśnie zostałem kupiony. –A.Konieczka
Nie wiem wielu rzeczy, ale wiem czym jest zabawa. Lawd Forgive Me to zabawa. Max McFerren, jeden z reprezentantów internetowego labelu 1080p dostarcza nam kolejną porcję kasetowego wygrzewu i przy pomocy swojego komputera oraz niczym nieskrępowanej wolności twórczej serwuje szaloną przejażdżkę przez najróżniejsze muzyczne pejzaże. Całkowicie nieprawdziwe są pogłoski o domniemanej nieprzystawalności soundu McFerrena do stylistyki wytwórni – ta czystość, wręcz suchość dźwięku, szczególnie zestawiona z brakiem spójności i dbałości o brzmienie jest bardzo lo-fi. Oczywiście w rozumieniu post-ironic (hehe). Na przykład ten patent z agresywnym cięciem wokali wstępujący kilkukrotnie na płycie. Wiele można by o nim powiedzieć, ale na pewno nie to, że brzmi profesjonalnie. Zresztą przez całą długość materiału czuć, że taki właśnie był zamiar i to jest fajne. A jak się broni sama muzyka? Czasem jest irytująco (" Lifeswork"), czasem nudno ("Acid"), czasem kozacko ("What Justifiable Confidence!"), a czasem klasycznie (closer) i mimo wielu mankamentów wrażenie po słuchaniu pozostaje dobre. Naprawdę dobre. –A. Barszczak
Informacje płynące z obozu Modest Mouse nie nastrajają jakoś szczególnie optymistycznie. Wiemy już, że efektów słynnych sesji z Big Boiem na nowym krążku nie uświadczymy, a i odsłaniane kolejne kawałki tortu w postaci efektownie wypuszczanych singli stricte materiałowo już takie efektowne nie są. Ciężko wyzbyć się wrażenia, że mamy tu do czynienia z równią pochyłą. O ile "Lampshades On Fire" intrygował fajnym hookiem w chorusie, a "Coyotes" bronił się głównie ze względu na klimat – po części nawiązując gdzieś tam do aury debiutu – to "The Best Room" jest zwyczajnie nijaki, sprawiający wrażenie odkurzonego po latach odrzutu z We Were Dead. Wciąż wierzę, że z tej mąki będzie chleb, lecz coraz więcej znaków podpowiada mi, że prawdopodobnie Modest Mouse podzielą los D-Planu i nagrają płytę przyzwoitą, jednak poniżej swych możliwości. –M.Lewandowski
Londyński producent Hiko Momoji zapowiada swoją debiutancką epkę całkiem uroczym, choć niepozornym kawałkiem, na który zaprosił amerykański duet Father & Abra, na co dzień związany z Awful Records. To znaczy, że jest trochę rapowo, ale brzmienie Late Nights to coś innego niż Twój everyday trap. Mi ten kawałek kojarzy się z zespołem mum, który jakimś cudem poszedł w r&b, a także z tymi bardziej zrelaksowanymi podkładami Kitty (być może za sprawą delikatnego wokalu Abry). Nie wiem, czy będzie z typa kandydat na listy roku, ale chyba warto mieć na niego oko. –K.Michalak