Przegląd najciekawszych muzycznych premier ostatnich sześciu miesięcy 2023 roku.
-
G - Krótka Piłka
-
Grandaddy Last Place
(10 marca 2017)Muzykoterapia według Grandaddy.
Problem nr 1: banalność dnia codziennego.
Rozwiązanie: Frontman Grandaddy przekonuje, że należy zaakceptować miałkość naszej egzystencji. Uzbrojony w autoironię oraz niewyczerpalne pokłady spokoju zmusza do pogodzenia się z otaczającą rzeczywistością. Ten bard zwyczajności, poprawi stan Waszej higieny psychicznej, zaniedbanej przez poranny budzik albo niezapłacone rachunki.
Problem nr 2: kłopotliwość relacji międzyludzkich.
Rozwiązanie: pomyślcie o brzmieniu tej płyty. Historiom związków, przyjaźni, rozstań i powrotów towarzyszą miękkie gitarowe riffy oraz niemodne syntezatory. Instrumentalna prostolinijność pokazuje trywialność problemów uczuciowych. Piątka Amerykanów traktuje emocjonalne komplikacje z przymrużeniem oka, albowiem są one niczym więcej jak tylko kliszami zaludniającymi popowe melodie.
Problem nr 3: permanentne zgorzknienie.
Rozwiązanie: dziadek z Ameryki sugeruje grę na czas. W jego przypadku do zminimalizowania cynicznych tendencji potrzebna była aż jedenastoletnia przerwa. Musicie więc również udać się na mentalny odwyk i pozwolić upływającym godzinom na wyleczenie ran. –Ł.Krajnik
-
Gorillaz feat. Benjamin Clementine "Hallelujah Money"
(30 stycznia 2017)Jak słychać, Albarn zamiast pisać piosenki jeszcze mocniej zajął się komentowaniem rzeczywistości. "Zaangażowany politycznie" "Hallelujah Money", wypuszczony tuż przed inauguracją Donalda Trumpa na czterdziestego piątego prezydenta Stanów Zjednoczonych, to gospelowy synth-pop z Benjaminem Clementine'em ostrzegającym przed nadchodzącą zmianą. Szkoda tylko, że przekaz został opakowany w niezbyt atrakcyjną formę – Ben zwyczajnie przynudza na majku swoim wzniosłym tonem, gospelowy śpiewy to tani chwyt, a dopiero końcówka i refren Albarna ratują cały utwór przed kciukiem w dół. Jeśli tak ma wyglądać nowy krążek Gorillaz, to ja wolę sobie zapuścić "Feel Kukle". –T.Skowyra
-
Great Good Fine Ok "Everything To Me"
(17 grudnia 2016)Widzę, że ta niepozorna kapelka wcale nie zamierza nagrywać chały, za to w głowie im granie przebojowego popu z zapomnianej i nieznanej krainy niezalu. Co byście powiedzieli na powrót Tigercity w 2016, którzy ogarnęli wszystkie obecne trendy i jeszcze nie zatracili umiejętności trzaskania zgrabnych hooków? Nie byłoby tak źle, prawda? No więc posłuchajcie sb ANCYMONÓW z Great Good Fine Ok: falset jest tu jednoznacznym skojarzeniem, cały flow kawałka również podąża ścieżkami dobrze znanymi z Pretend Not To Love, no i nie zapominajmy o refrenie, o refrenie nie zapominajmy! Cóż mogę jeszcze dodać? Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie jeszcze okazja, aby o tych ziomeczkach coś miłego napisać. Wszystko na to wskazuje, więc pozostaje czekać. –T.Skowyra
-
G.L.O.S.S. Trans Day Of Revenge (EP)
(11 grudnia 2016)Punk isn't so much a sound as a situation. Jestem odrobinę spóźniona, gdyż zakończyli i zakończyły działalność pod koniec września, ale skoro kobiety, mężczyzn i innych rozlicza się właśnie po tym, jak kończą, to zasłużyli na parę słów. W porównaniu do zeszłorocznego dema ("Masculine Artifice" najlepszym punkowym trackiem A.D. 2015, polecam uwadze!) mniej tu zaskakujących kontrapunktów, a całość wydaje się poświęcać przebojowość na rzecz agresji. To zrozumiałe, 2016 rok był trudny dla wszystkich, więc bezkompromisowe "agitki" mkną na nieskomplikowanych riffach z desperacją godną ważnej sprawy, bez większych problemów potwierdzając pozycję najciekawszego nieheteronormatywnego hardcore'u ostatnich lat. The answer is always some greeting card bullshit about "death, hate, sadness". Pięć petard, łącznie siedem minut, a potrafiłam uwikłać się w płeć. Sprawa jest prosta: chciałabym napisać, że ta EP-ka trwa tyle, co przeciętny utwór Swans, ale jest trzy razy krótsza. I tylko żal, że już nie nagrają swojego "Fagetarian And Dyke". Punk is not universal. Punk is hyper-specific. –P.Wycisło
-
GFOTY Call Him A Doctor
(5 grudnia 2016)Był taki facet. Każdy jego występ bawił mnie do rozpuku. Wystarczały dwa pierwsze zdania jakiegokolwiek monologu i po prostu nie wyrabiałem ze śmiechu. Gdy już czułem, że zaraz pęknę, to ten gość dorzucał taki kawałek, że zbierałem szczękę z podłogi. On był prawie jak gwiazda rocka. A jaką miał świetną, kolorową kurtkę!
Problem w tym, że całe show opierało się wciąż na tym samym, powtarzanym w kółko żarcie. Identyczny prolog, podobne rozwinięcie i puenta, którą znałem na pamięć. Nawet mu się nie chciało dodać kolejnego dowcipu do tego skromnego repertuaru. Uparcie od kilku lat używał jednego akordu.
Tak więc, najpierw ja odkryłem tę tajemnicę, a potem cała reszta. Niektórzy fani nawet prosili o wprowadzenie wspomnianej drugiej anegdoty. Ludzie wysyłali maile z gotowymi historyjkami, a nawet chóralnie wykrzykiwali propozycje grepsów podczas występów. Niestety wszystkie te próby skończyły się fiaskiem.
W końcu anulowano całe tournée i teraz ten koleś opowiada swój jedyny żart do lustra. –Ł.Krajnik
-
Gaika Spaghetto (EP)
(31 października 2016)Zaledwie pół roku po wydaniu mixtape'u SECURITY Gaika, jako londyński przedstawiciel ponurego trap-grime'u z elementami jamajskiego dancehallu, zdołał podpiąć się pod wytwórnię Warp Records i wystrzelić z kolejnym materiałem – EP-ką Spaghetto. Ta krótkograjka, powiedzmy sobie szczerze, nie wprowadza żadnej nowej jakości na około-hip-hopowej wyspiarskiej scenie. Estetycznie leży bowiem niebezpiecznie blisko (z założenia) darmowego materiału wydanego w kwietniu. Stąd absolutnie nie dziwi brak nadmiernej ekscytacji mediów towarzyszącej premierze nowego wydawnictwa, skoro Brytyjczyk w podobnym stylu przerabiał plusy i minusy życia w gentryfikującym się w zawrotnym tempie, postmodernistycznym Londynie już kilka miesięcy wcześniej. Niemniej Spaghetto sprawdzić zdecydowanie warto. Choćby jako kolejny, wersyfikowany, przystanek na po-brexitowej ścieżce MC, który z niebywałą lekkością wykłada w dekadenckim stylu o procesach gnilnych zachodzących w tkance społeczno-politycznej dzisiejszej Anglii. –W.Tyczka
-
Katie Gately Color
(31 października 2016)Trudno było nie czekać na debiut Katie mając w pamięci absolutnie wspaniałe "Pivot", trwający blisko kwadrans kawałek, który rozpalał nadzieję na wielkie rzeczy w przyszłości. Color, które ukazało się pod szyldem Tri Angle, niestety zawodzi. Choć herndonowski duch pozostał, muzyka niestety w jakiś sposób utraciła swój blask. Może chodzi o zanik tamtej fantastycznej narracyjności? Udział "organicznych" dźwięków i ich melanż z cyfryzacją niekoniecznie wychodzi na dobre całości, czasem brzmi to aż lekko kiczowato. Nie spodziewałem się, że użyję takich słów wobec Gately, ale niestety. Problemem może być też właśnie próba dodania zbyt dużej ilości tytułowego koloru do tych zdehumanizowanych konstrukcji. Zamiast eklektycznych, piosenkowych form życzyłbym sobie głębszą i opartą bardziej na szczególe penetrację zdigitalizowanych form życia (najbliżej temu jest chyba "Sift"), czyli właśnie tego za co tak polubiłem tę nowojorską artystkę. Ale pomimo tych wszystkich gorzkich słów, które biorą się przede wszystkim z niezaspokojenia moich oczekiwań, Color pozostaje bardzo ciekawą i ambitną próbą nieco innego podjęcia tematu, który rok temu przedstawiło Platform. Szkoda, że nie równie udaną. –A.Barszczak
-
Gang Albanii Ciężki Gnój
(17 października 2016)czy "riki tiki"
to wciąż największy frazes o Gangu
a może... "ram pam pam"?
ale tu są całą prawdą, jakby
magnetyczną poezją zmieszaną
przez Roberta M
Popek i Borixon, kochankowie
nigdy bardziej nieprzejrzyści, żargonowi
przemierzają ulice
białej mafii
wynalazcy, surowych rymów miotacze
(Popek miażdży w "Kapitan Kox")
ale Borixon
też daje z siebie to co najgorsze: choćby w
"Kocham Cię Robaczku"
szkoda że bity bywają nudne albo
bezwładne jak na poprzednim Gangu;
"Albańskie Kakao", "Wita Was Król".–Elvis John
-
Ellie Goulding "Still Falling For You"
(20 września 2016)Ellie Goulding chyba polubiła "gościnne występy" w kinie, bo serwuje nam kolejny track do kolejnego filmu (po słynnych Pięćdziesięciu Twarzach Greya), tym razem reklamujący najnowszą produkcję z Bridget Jones. Brytyjka obrała niezłą strategię promocji – jak wiadomo od lat 80-tych muzykę łatwiej sprzedać w pakiecie z ruchomym obrazem, a co dopiero jeśli jest dołączona do pełnometrażowego filmu.
W "Still Falling For You" refren ma górować swoją "wzniosłością" nad całym utworem. Niestety prezentuje zwyczajny przerost ekspresji nad melodyką i na tym tle już nawet zwrotka jest bardziej wyrazista. Typowy grzech takich DIW jak np. Adele – brak hooków rekompensuje się patosem i męczącym dramatyzowaniem. Jak reanimacja trupa. Track ratuje ciekawy motyw wokalu w zwrotce i mostek, który wprowadza trochę życia, ale to ostatnie tchnienie przed śmiercią, bo chwilę później utwór się kończy. Przyznam, że o ile jestem w stanie pojąć fenomen Greya czy Bridget Jones (ale combo…) to jakoś trudniej zrozumieć mi fenomen popularności tak bezbarwnej pop-gwiazdy jak Ellie. –J.Bugdol
-
Gallant Ology
(6 maja 2016)Na wysokości EP-ki Zebra, gdzie pojawiło się oszczędne, szkieletowe r&b, Gallant zapowiadał się na co najmniej ciekawą postać. Wraz z nagraniem longplaya trochę podkopał swoje szanse. Ology brzmi jak dostosowany do komercyjnych rozgłośni, napędzany soulem i r&b pop, a sam Christopher Gallant przypomina kogoś między Weekndem, Anthonym Gonzalezem i Miguelem, tylko w raczej stonowanej wersji. Są na tej płycie jakieś przyzwoite fragmenty (prince'owy "Talking To Myself" chyba wyszedł najlepiej, no i "Skipping Stone" też jakoś wyszedł), ale tak prawdę mówiąc nie chce mi się ani słuchać tych rozegzaltowanych, bladych wałków, ani tym bardziej o nich pisać. Więc poprzestaję na tych kilku linijkach i raczej na dobre rozstaję się z debiutem tego gamonia. No i trochę szkoda, że wyszło tak, a nie inaczej. −T.Skowyra