Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Latynosi to raczej ludzie, którzy rzadko się smucą: mają ten swój odwieczny karnawał w Rio, który czasem to chyba trwa przez okrągły rok – tak przynajmniej wyglądają w moim przekonaniu. Co w takim razie pół Ekwadorczyk mógłby robić w Asthmatic Kitty: labelu, który nie dość, że ma już wystarczająco przygnębiającą nazwę, to w dodatku włada nim król śmiechu przez łzy – Sufjan Stevens? Otóż okazuje się, że bardzo dużo może tam robić (np. wydać pięć albumów), bo i śpiewa w dwóch językach, i posiłkuje się południowoamerykańskim instrumentarium, ale i synthami rodem z północy. Czasem roztacza przytulne groovy, innym razem przeisatcza się w Arcę – mniej ekstrawertycznego, ale dalej jednak zglitchowanego. Private Energy jest jak w tytule – intymne, ale lubi czasem poeksperymentować z wyjściem na dancefloor. –A.Kania
Czy "Fade Away" to ostateczny krach systemu PC Music? Być może, ale jedno jest pewne: w imponującym zbiorze rozedrganych singli naszej ulubionej sztucznej inteligencji jest to pozycja najsłabsza. Formalnie ciekawy krok w stronę najntisowego vocal-trance’u, w praktyce wypada jednak dość anemicznie, dość bezbarwnie, choć też nie można mówić o jakiejś katastrofie, bo przecież bicik przyjemnie lekki, a outro może być zapowiedzią czegoś porządniejszego na zbliżających się wydawnictwach Diamond (EP + longplay). I ja się mimo wszystko na te wydawnictwa cieszę: PC Music ewidentnie spuściło z tonu, nasza ekscytacja zjawiskiem nieco wyparowała, ale choćby z samej sympatii do Hanny nie mogę zrobić nic innego, niż krzyknąć: Hannah, wreszcie! –W.Chełmecki
Takie single, jak "Wild Target" dość boleśnie pokazują, że estetyka PC Music była tylko chwilowym trendem, podobnie jak chociażby chillwave czy Pokemon Go. Igranie z dźwiękowym hologramem londyńskiej oficyny A. G. Cooka w 2016 roku jest zupełnie spóźnione, co unaoczniła mi Charli XCX i całkiem niedawno CRJ. Ten sam kłopot z numerem Henrika, gdzie wspomaga go przecież Liz, jedna z księżniczek PC Music (której przy "When I Ruled The World" jeszcze się powiodło) − podklejenie się pod frapującą jakieś dwa lata temu modę nie przesłoni dość banalnego stopniowania napięcia rozwiązanego miłym, ale nudnym dropem. Czyli nic specjalnego, a co do PC Music − mam jednak nadzieję, że Hannah Diamond nagra kiedyś tego longplaya i jeszcze wszystkich nas zaskoczy. Oby tylko uwinęła się w obecnej dekadzie. −T.Skowyra
Hoops w swojej podwodnej historii zanurza słuchacza pod powierzchnię oceanicznej toni, aby za pomocą analogowej i dream-popowej sily wyporu doprowadzić go do porzucenia zbędnego balastu ciała, dając mu w pełni doświadczyć ogromu obserwowanego hydro-kosmosu. Z Janerką ma to niewiele wspólnego, jesli wziąć pod uwagę to, że EP (to się z nazwą wysilili) stoi w pełnej opozycji do krystalicznie wyczyszczonego dźwięku Podwodnej, stawiając na zdecydowanie bardziej rozmyte, szumiące i kasetowe brzmienie. Atmosferą bliżej tu do bezkresnego zimnego Atlantyku, niż do przytulnego ciepła uroku przybrzeżnych raf koralowych – wiem, że zalatuje to odpustowym kiczem, ale w niektórych przypadkach, tak jak w tym, wydaje się to w pełni usprawiedliwione, zluzujmy się trochę i użyjmy wyobraźni.
Typom z Hoopsa udaje się tego wszystkiego dokonać w niecałe 20 minut za pomocą świetnie przeprowadzonej selekcji materiału powodującej absolutny brak zbędnych momentów hołdując popowo-nerdowskim melodycznym zajawkom. Wiadomo, że celowo nagrywane na kaseciaku brzmienie jest jasnym odnośnikiem do lo-fi cudów spod znaku piwniczniaków jak “Guided By Voices“, mimo jasno nakreślonych inspiracji chłopaki nie tracą własnego języka. Biere to wszystko i chcę od kolesi więcej, kilka tape'ów i drobna EP-ka to za mało, full napalony czekam na długogrający. –M.Kołaczyk
W drugiej już zapowiedzi swojej zbliżającej się EP-ki, Hoops dołączają do post-byrdsowskiej, janglującej drużyny hamakowej, ograniczając trochę lo-fi, choć nie całkiem ograniczając przy tym wpływy Ariela Pinka. Prawie-refren tej nostalgicznej nucanki to bowiem ten sam profil melodyczny, co Rosenberg uchwycony w swoich najbardziej chwytliwych momentach, ale już jego gitarowe rozwiązanie i tęskny nastrój całego utworu to czyste Ducktails. Jeśli brakowało wam w tym roku dobrego soundtracku do opierdalania się, śmiało wsłuchajcie się w ten zgrabny basik i leżcie do rytmu. –W.Chełmecki
Po trzech latach od poprzedniego wydawnictwa duet Holy Ghost! nie wykazuje się szczególną płodnością – ich nowa EP-ka zawiera zaledwie 4 pozycje. Moje pierwsze spotkanie z tym materiałem było niesamowicie pozytywne i już miałem typować Crime Cutz jako znakomity odpowiednik zeszłorocznego Vega Intl. Night School, lecz z każdym kolejnym odsłuchem zacząłem dostrzegać pojedyncze niedociągnięcia, które łącznie sprawiają, że nowojorczykom w korespondencyjnym pojedynku ciężko przebić Neon Indian. Porównaniu trafności dodaje fakt, że sam Alan Palomo zremiksował, moim zdaniem najlepszy utwór na płycie, czyli tytułowe "Crime Cutz".
Mimo że nieco wyżej zwracam uwagę na krótką listę utworów, to paradoksalnie wadą tej EP-ki jest jej nadmierna długość. Nick Millhiser i Alex Frankel obierają ścieżki przetarte już na poprzednich nagraniach, więc z jednej strony ciężko udawać zaskoczenie, bo nawet u nich to wszystko już było, ale trzeba przyznać, że to wciąż naprawdę niezła i dość świeża retrospekcja synthów lat 80, z dodatkiem Jacksonowego vibe’u i gitarek w stylu Nile’a Rodgersa. Niemniej w szczytowym momencie imprezy raczej dalej będę szalał pod "Glitzy Hive", a numery z Crime Cutz zostawię na tę porę nocy, kiedy jeszcze pląsam, ale taksówka jest już w drodze. –A.Kasprzycki
Są z Bloomington w stanie Indiana, jest ich czworo i właśnie wydali swoją kolejną kasetę w nakładzie zaledwie 150 egzemplarzy. Jej tytuł to po prostu Tape #3. Wiemy też, że wszystko zaczęło się od solowego projektu Drew Auschermana, który zaprosił do współpracy basistę Kevina Krautera, perkusistę Jamesa Allena oraz gitarzystę Keagana Beresforda. W zasadzie na tym kończą się ogólnie dostępne informacje na temat grupy Hoops. Mógłbym spróbować dopytać o więcej, chociażby pod nagraniem zamieszczonym na Youtube, ale ktoś już mnie uprzedził i otrzymał ripostę "najpierw opowiedz coś o sobie”. W takim wypadku również zachowam anonimowość i skupię się na samym materiale.
Trójka jest dotychczas najkrótszą kasetą Hoops, bo trwa zaledwie 12 minut. Czuję niedosyt, ale może to właśnie dzięki temu, ani przez chwilę nie byłem znużony. Pięć utworów składających się EP-kę to absolutne strzały w dziesiątkę niskobudżetowego piwnicznego popu. Jeśli potrzebujecie kogoś, kto gra muzykę zbliżoną do rdzennego Ariela Pinka grubo przed podpisaniem kontraktu z 4AD, gdy jego nagrania były naprawdę lo-fi, koniecznie sprawdźcie nowe nagrania Hoops. –A.Kasprzycki
Z zespołem Hey sprawa miała się kiedyś tak, że teksty Nosowskiej nie schodziły poniżej pewnego, więcej niż przyzwoitego poziomu, a jeśli dodatkowo, któryś z trójki gitarzystów Banach/Krawczyk/Żabiełowicz wspiął się na swoje kompozytorskie wyżyny, to otrzymywaliśmy średnio po dwa, trzy cuda na album. Dziś wygląda to trochę inaczej. Od strony kompozycyjnej na Banacha z wiadomych względów nie możemy już liczyć, a duet Krawczyk/Żabiełowicz mimo, że od paru lat poszukuje i stara się kierować grupę w nowe rejony, nie przynosi to ciekawych rezultatów. Zabijcie mnie, ale u fantastycznej tekściarki od pewnego czasu również zauważam tendencję spadkową. Może to obniżka formy, a może po prostu estetyka, w której od lat porusza się Nosowska już powoli się wyczerpuje i zaczyna nużyć. W każdym razie, na najnowszym singlu "Prędko, Prędzej" mamy przykład takiej właśnie sytuacji. Na tle przewidywalnego synth/rockowego podkładu, Nosowska po raz kolejny zgrabnie opowiada nam codzienność. Zupełnej porażki nie ma, ale po co to komu jeszcze dzisiaj? –S.Kuczok
Australijka songwriterka Chiara Hunter ma na koncie tylko kilka piosenek, ale już wyraźnie dała do zrozumienia, że warto zerkać na jej propozycje. Urzędująca w Londynie dziewczyna całkiem niedawno wyskoczyła z nowym kawałkiem, wydającym się w tej chwili jej najlepszym strzałem. "Hammer", bo o tym utworze mowa, spełnia w zadowalający sposób zamierzoną formułę future funku, bo właśnie tak określa swoje wałki na SoundCloudzie. Lekko MARUDEROWE intro, pełna przestrzeni zwrotka i zwłaszcza przebojowy, uderzający jak tytułowy młot chorus zapatrzony w najntisowe chartsy mówią same z siebie. A do tego mamy jeszcze wokal przywodzący na myśl, powiedźmy, KStewart (z którą zresztą Chiara ponoć współpracowała). Nie widzę innego werdyktu od wysoko uniesionego kciuka w górę. –T.Skowyra
Chciałbym napisać coś konstruktywnego o "pierwszym solowym numerze Mateusza Holaka", ale próba przebrnięcia przez słowo "głodzien" chyba mnie jednak przerasta. GŁODZIEN, rozumiecie to? GŁODZIEN. "Otwarte" odważnie penetruje w ogóle wyszukane wątki i metafory gastronomiczne. Są braki w karcie, jest umyty stół (Durczok approved), jest wreszcie literalne użycie słowa "żarcie". Tak się zastanawiam, czy to wszystko nie jest przypadkiem hołdem dla tych wszystkich ciężkich chwil, kiedy pijani i GŁODZIENI zbyt długo czekamy na kebsa. Pomyślcie jakiego drugiego dna nabiera wtedy rezonujące w drugim refrenie "czy odbije się, czy odbije się" Pauliny Przybysz. –W.Chełmecki