
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.
Słoneczne, crunk&b/g-funkowe "Purple Summers" przypomina o tym, że Mustard wciąż należy do grona czołowych producentów w grze. A co do Greedo, no cóż, może i jest na bakier z prawem, ale wakacyjne jointy smaży pierwszorzędne.
Tytuł w zasadzie mówi wszystko o tej funkowej, oplecionej serpetynami kolorowych klawiszy piosence, która ma w vibe 80s. Naśladowca Franka Oceana? Już nie, teraz król densingu i roleczkowania.
Octa pierwszy raz w karierze chwyta za majka i od razu z jakim świetnym efektem, który przy okazji nieco odbiega od jej równie chlubnych wcześniejszych dokonań. Amerykańska, transgenderowa producentka w nowej odsłonie swoją uwagę kieruje bardziej w stronę marzycielskiego, afirmatywnego house'u z lat dziewięćdziesiątych. Rozciągnięty w czasie, aphexowy potupajec, po wysłuchania którego świat wydaje się całkiem przyjemnym miejscem.
Grudzień to chyba najlepszy moment na to, żeby nadrobić zaległości w piosenkowym archiwum Carpigiani. Natchniony, inspirowany tragicznymi wydarzeniami na Florydzie cover utworu pierwotnie wykorzystanego w Śniadaniu u Tiffany'ego to zapewne moje największe przeoczenie w tym roku. Ten wyciszony, pełen emocjonalnej głębi hołd dla Joaquina Olivera cechuje się tym samym, czym prawie cała obecna twórczość Oceana, czyli wykorzystaniem minimalnej ilości środków dla osiągnięcia maksymalnego efektu.
Rzeczywiście nowa EP-ka Daniela Lopatina to nie przelewki, zwłaszcza biorąc pod uwagę ambiento-vaporwave'owe rozpoczęcie tego wydawnictwa. Rzeczony utwór opowiada o miłości robotów w czasach, w których wszystko obróciło się wniwecz. W prawdzie obecne wydarzenia nie nastrają zbyt optymistycznie, to wciąż w tych głębinach odrętwienia kryje się iskierka nadziei.
Młoda Norweżka wchodzi na szczyt łącząc senny lo-fi house, ambiencik i lindstromową kosmologię. Mocny kandydat na feministyczny hymn tych najlepszych afterów.
Znakomite future-rnb w duchu eksperymentalnej Keleli wprost ze spowitego mrokiem Montrealu. Nie ma ucieczki od zdziwaczałej przebojowości tego przyczajonego bangierka.
Kozak chinole wwa blog: pamietam ten dzien jakby to bylo z dwa tygodnie temu bo bylo no i siedze sb i mysle kurde nie mam nic temu didzejowi karpatka zbytnio bo jak cos mam to albo dawno wyszlo albo juz mi cwaniak ukradl (dlatego nie bedzie robyn - honey, charli xcx i paru innych rzeczy) no i pytam sie swoich kolegow z tony wegla konferencja na facebook co by polecili i moj serdeczny ziomek maciek bunkowski mowi JEZU CHRYSTE DAJ OBJECT BLUE WORK IT TO BANGLA JAK MALO CO W TYM ROKU no i akurat sb sniadanie zjadlem i zamulam no i puszczam i zaczyna sie i zaczynam sie bujac nagle wbija grazyna moja spod prysznica i tez slucha i za chwile tanczy w szlafroku i tak sobie tanczylismy potem ogladalismy naruto i powiedzialem JEZU CHRYSTE DAM OBJECT BLUE TIME TO WORK BANGLA JAK MALO CO W TYM ROKU.
Kto Wam dał Octaviana, kto hajpował post-grime, gdy ten był w powijakach (:>)? Teraz utalentowany Brytyjczyk spłaca swój dług z nawiązką i ciska hejterom między oczy odważnym brzmieniowo, tanecznym amalgamatem 2-stepu, melodyjnego r'n'b i wyspiarskiego rapu. Może trochę to zbyt daleko idące skojarzenie, ale "Lightning" momentami przypomina nokturnowe produkcje Junior Boys.
Grochu: