
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.
Kurcze, jaki to jest superancki remiks. Yaeji wzięła w swoje obroty utwór Robyn i zrobiła z niego prog-electro-house'owy bangierek, bez obecności którego nie wyobrażam sobie istnienia udanych, jesienno-zimowych potańcówek. To kiedy ta impreza?
To tak rewelacyjny, sophist-funk-popowy utwór, że aż rozstępuje się przed nim Morze Czerwone. Synthowo-drumowe ze świetną linią basu "Steam" to efektowny odblask twórczości Scritti Politti, Thomasa (może niektórzy kojarzą piosenkę" Shy") i przede wszystkim XTC, co najbardziej słychać w cudownym, spowolniony mostku. Wysublimowana nerdoza, bez której ostatnio nie wyobrażam sobie życia.
Całkiem sensowny ten albumowy comeback Robyn, choć oczywiście liczyłem na coś więcej. Najlepiej chyba będę z niego wspominał trzy ostatnie pozycje na trackliście, a szczególnie bibkowe, 90s house'owe "Between" z delikatnymi herbertowskimi ornamentami. Nie czytajcie między wierszami, tylko głosujcie.
Komentarz czytelniczki (Agata Tomaszewska): Robyn mierzy się z "Hotline Bling", pozwalając Mr. Tophatowi na wyprowadzenie balearycznych zajawek Drake'a z pastelowej galerii do futurystycznego lounge'u. I zamiast rozdrapywać rany w sercu umawia się z dziewczynami na imprezę w beach barze.
Urokliwa Hinduska z Nowego Jorku i jej lejące się, odprężające alt-r'n'b umiejscowione w pobliżu twórczości Prince'a bądź Maxwella to doskonały lek na skołatane nerwy. Błogość, miód i strzała Amora.
Na Reni zawsze można liczyć. Jej nowy album zaczyna się wprost znakomicie, pierwsze trzy utwory to prawdziwe popowe cymesy. A ostatni z nich to przestrzenny, trance'owy dance-pop, który koi zbolałe serca uwięzionych w cyfrowym świecie melancholików. Poptymizm bez filtra.
Bazgram: Frapujące rzeczy, trochę jakby ktoś dostał zlecenie przerobienia chansonowego szlagieru na muzykę parkietową i nie bardzo wiedział, jak się za to zabrać, czyli jak "Wszystko Czego Dziś Chcę" Brodki, gdybym nie zasnął w czterdziestej sekundzie. Muzyka do bycia wyrzucanym z klubu za płakanie ludziom do drinków. Dla wszystkich, którzy chcieliby potańczyć do i pośpiewać z Françoise Hardy, ale tańczyć nie ma jak, a śpiewać pasowałoby po francusku.
Fani serialu Girls pewnie już słyszeli ten utwór, a przynajmniej jego namiastkę. Innym mogę powiedzieć, że jest to mechaniczny, pop-house’owy wyciskacz łez z delikatnym bushowskim akcentem. A jeśli ktoś czuje niedosyt, to Robyn ma już na to gotową odpowiedź: "No, you’re not gonna get what you need / But baby, I have what you want".
Padło tu kiedyś pytanie, czy Rosalie. zna Rosalię. No mam nadzieję, bo katalońska rewelacja tego roku ze swoim przebojowym, nowoczesnym post-flamenco odstawia iberyjską konkurencję i nie tylko. Najpierw świetne "Malamente", teraz równie dobre "Pienso En Tu Mirá", czego chcieć więcej?
Może i Robyn nie było na scenie aż osiem lat, ale w twórczości Szwedki niewiele się w tym czasie zmieniło, bo na jej comebackowym singlu wciąż obcujemy z mechanicznym, kanciastym dance-popem o repetycyjnym charakterze. Jednak nie poczytuję tego jako wady i bez wstydu wrzucam sentymentalny numer mojej skandynawskiej faworytki (debiutancki longplej oczywiście najlepszy, choć tam było zdecydowanie więcej r’n’b) na rotację.