
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.
Travis dopiero co rozstał się z Kylie Jenner, a już świruje ze swoją singlową odpowiedzią na płytę 808s & Heartbreak. Nie jest to co prawda nic przełomowego, ale wciąż pretenduje do miana ambitnego, post-breakupowego trapu.
Wow, ale wyborny, synth-r'n'b-popowy numer, którym w cudowny sposób bilansują się kunsztowność Solange i przebojowość Tinashe. Jak dla mnie mocny kandydat na pierwsze miejsce na liście Carpigiani, ale zobaczymy, co zdecydujecie.
Dostaję dziś świra od tego słońca i słucham tylko letnich bangierków, w nadziei, że uda mi się zatrzymać lato. "Say It" to utwór, bez którego w obecnym momencie nie wyobrażam sobie życia, tym bardziej, że mieszkam w nadmorskim kurorcie. House'owy, ekstatyczny refren, który wyśpiewuje tutaj Thandi to perfekcyjna namiastka lat dziewięćdziesiątych, cudownych czasów, kiedy wszystko wydawało mi się możliwe.
Stali bywalcy Carpigiani wiedzą, jak bardzo lubię nagrywki Tuzzy. Wraz z premierą nokturnowego, future'owskiego "Moon Mood" okraszonego zjawiskowym, płaczliwo-beznamiętnym performensem Benita absolutnie nic w tej kwestii się nie zmienia. Lubię tego słuchać jak jestem smutny, bo czasem i ja taki jestem.
W złotym kabrio byle gdzie po mieście, a najlepiej z kolejnym świetnym, klimatycznym numerem najlepszego rapowego duetu w Polsce na słuchawkach. Nie spodziewałem się, że kiedyś to napiszę, ale obecnie goście z Hewry na tle Tuzzy wyglądają jak niedogotowane tagliatelle.
Tyler znowu pociąga za wszystkie sznurki, produkuje, komponuje, aranżuje, śpiewa/rapuje (choć tutaj akurat z drobną pomocą Kartezjusza) i znowu robi to świetnie. W cudownym, neo-soulowym "Earfquake" znać, że Okonma czerpie inspiracje od najlepszych (Pharrell, West, Wonder). Dziękuję pan Igor.
Autorzy jednej z najlepszych płyt obecnej dekady wracają ze swoim kosmicznym, teatralnym post-rockiem z innej galatyki. Nowi Purytanie ponownie obficie czerpią z Talk Talk, Bark Psychosis i Disco Inferno i znowu wychodzi im to znakomicie, zwłaszcza w refrenie.
Coals (Kacha): przyznam, że czasami mam problem z wokalami czerpiącymi z r&b, ale na szczęście jest Tirzah, która robi to fajnie, bardzo na wyjebce. "Guilty" pochodzi z jej debiutanckiego super nienatarczywego albumiku Devotion, który wyszedł w sierpniu. ostatnio odpalam sobie codziennie ten kawałek, a urzeka mnie w nim to połączenie gitary elektrycznej z autojnuowymi śpiewami. można by powiedzieć nic nadzwyczajnego, a jednak Tirzah udaje się stworzyć piękny zadymiony pejzaż. taka no jesienna mantra.