Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Adōnis: W poniższej propozycji Ross z Przyjaciół rysuje okoliczności na chwilę po kwantowym skoku do świata szczątek i poszlak, w którym światło jawi się jako ciemne świecidło.
Na początku miałem małe zastrzeżenia wobec tego dziwnego letniaka, ale z czasem doceniłem tę nieco eksperymentalną, post-reagge’ową (zwłaszcza jak wchodzi Camila) nutkę. W końcu nie samym martini z limonką człowiek żyje, czasem warto potańczyć przy kieliszku orzeźwiającej sangrii.
Jack Tatum wraca do sophisti popowej gry i to na dodatek z panem Elbrechtem pod ręką. No i co tu dużo kryć, koleś znowu dostarczył urokliwą, klawiszową pocztówkę z lat osiemdziesiątych, na powierzchni której wyraźnie odciska się brzmieniowo-kompozycyjna wrażliwość wybitnego pomagiera. Mała violensowska rzecz, a cieszy.

Kamasi znowu funduje nam solidną dawkę odprężającego, mięciutkiego jazzu dla mieszczuchów. Tym razem jednak trademarkowe gospelowe chórki i wyważone partie saksofonu wzbogacone zostają dość zaskakującym, herbiehancockowsko-g-funkowym basem. Jazzowy poptymizm z górnej półki.
Ernest Greene w ramach serii Adult Swim proponuje romantyczny, melancholijny rejs z Sade po berlińskiej tafli "Take My Breath Away". Pozwólcie sobie na chwilę post-vaporwave’owego zapomnienia.
Wykwintny, uszlachetniony synth-pop o nieco brytyjskich liniach papilarnych. Ty słuchasz braci Golec, ja braci Malartów.
Wielowymiarowy, inspirowany twórczością Nicka Drake’a folk-rock maźnięty elektroniczną smuga, który rozświetla zachmurzone niebo. Promyk nadziei ukryty w niebanalnej progresji akordów.
Romantyczny, rzewny electro-pop o miłosnej gorączkę sobotniej nocy. Walter Sobcek wznosi toast za pochopne decyzje i złe wybory.
Normikowy kwartet z Vancouver na pozornym spontanie pyka sobie kanapowe indie zasilane jazz-prog-rockową maszynerią. Muzyka tylko dla wtajemniczonych outsiderów.