
Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Jack Tatum wraca do sophisti popowej gry i to na dodatek z panem Elbrechtem pod ręką. No i co tu dużo kryć, koleś znowu dostarczył urokliwą, klawiszową pocztówkę z lat osiemdziesiątych, na powierzchni której wyraźnie odciska się brzmieniowo-kompozycyjna wrażliwość wybitnego pomagiera. Mała violensowska rzecz, a cieszy.