Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Prostolinijne, żwawe indie naznaczone delikatnym wpływem brytyjskiej nowej fali, przy którym z pewnością miło będzie sączyć rozwodnionego browarka w katowickim plenerze. Jeśli darzycie sympatią R.E.M., The Drums lub fantazjujecie o alternatywnej, radośniejszej wersji Joy Division na antydepach, to raczej się nie zawiedziecie.
Felix Weatherall (o dziwo za tym projektem nie stoi Ross Geller) ostatnio zamienia w złoto wszystko, czego się nie dotknie i na razie nic nie wskazuje na to, żeby ta wyśmienita passa miała się skończyć. W ostatnim zwiastunie długogrającego debiutu w Brainfeederze Brytyjczyk przy współudziale obecnych w klipie rodziców zatacza wzruszający krąg życia spowity nostalgiczną, lo-fi house’ową mgięłką. Słuchanie tego utworu wskrzesza we mnie blady ogień pozornie wypartych wspomnień.
Rome na kalejdoskopowym disco-funkowym bicie Chaza Bundicka? Chyba do kogoś uśmiechnęła się tu taneczna fortuna, a już na pewno do DJ Carpigianiego, który nagania blurby zamiast stać w kolejce po piwo na Openerze. Ale to teraz nieistotne, bo od nadpobudliwego "Hoodrich Disco" w głowie kręci mu się jak po kilku.
Najbardziej eksperymentalny numer w karierze Rossa z Przyjaciół, którego nietypowa, labiryntowa architektura dźwiękowa wprawia w osłupienie. Brzmi to wszystko jakby w drugim pokoju odbywała się jakaś obłąkana, narkotyczna potańcówka dla robotów na skraju załamania nerwowego. Przysłuchujcie się z uwagą.
Barcelońskie, współprodukowane przez El Guincho future-flamenco, które z miejsca bukuje Ci bilet na niezapomniane, wakacyjne wojaże. Wyklaskany, minimalistyczny letniak wielokrotnego użytku jak się patrzy (a jest na co, check efektowny klip).
Zmysłowe r&b naznaczone prostolinijnym refrenem. Na początku może nie chwycić – później już nie odpuszcza i wżyna się w głowę. Przede wszystkim kręci mnie dosadna i soczysta produkcja. Myślę, że świetnie przy tym podkładzie poradziłaby sobie Ariana Grande.


Rico Nasty trafia prosto do celu kodeinowym, hewrapodobnym trapikiem z powidokami swaelee'owskich zaśpiewów w tle. Czas wnieść kalejdoskopowy, zakrzywiający czasoprzestrzeń kobiecy rap na sztandary.
