Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Kunsztowne alt-r'n'b wsparte przysadzistym riffem, które zachęca do odświeżenia sobie dyskografii Lenny’ego Kravitza. Emocjonalny finał wysyła tantiemy do Deva Hynesa.
Upalony, sypialniany funk-pop szkoły zdrowego na umyśle Ariela Pinka. Alan Palomo też nie ma nic przeciwko temu szwedzkiemu, post-chillwave'owemu lekarstwu na skołatane nerwy.
Poboczny projekt Michaela Davida z Classixx znalazł swoją bezpieczną przystań na przecięciu marzycielskiego indie-popu z podprogowym, mechanicznym disco. Sąsiad z góry maltretuje manieczkami? Dzwoń pod 911.
Kto by pomyślał, że w tym truchle jest jeszcze tyle życie? Elegancja tej violensowskiej ballady inkrustowanej petshopboysowskimi wpływami to dla mnie na razie największe zaskoczenie tego roku.
Coś jest ewidentnie nie tak z tym nowym, przejebanie długim albumem Bitelsów trapu, skoro dzień po odsłuchu całości pamiętam głównie nieortodoksyjne "Stir Fry". Tym przyczajonym funkiem Pharrell jako jeden z niewielu ochronił ich przed zakrztuszeniem się własnym ogonem.
Gdy zbiera się ekipa od "Black Beatles", i to jeszcze wspomagana przez Kendricka, to bez pudła można zakładać, że nie będzie czego zbierać. I rzeczywiście nie ma, warto jednak zaznaczyć, że całe show kradnie anielskie zawodzenie Swae Lee.
Polonia Disco, czyli niedawno powołana do życia warszawska komuna artystyczna para się reinterpretacją disco-polo. Na cale szczęście ich fejkowa muzyka chodnikowa zawiera w sobie dużo przebojowości, czego najdobitniejszym jak do tej pory przykładem jest właśnie “Zebra”. Uwaga, dla każdej z osobna skrzywionej marudy mam już przygotowaną maczugę.
Wstałem z mojego hebanowego łóżka i ze smakiem zjadłem chrupiącego rogalika przekładanego żurawinowym dżemem. Potem włączyłem na Spotify nowe, wielosegmentowe nu-disco zespołu Mausi i wszedłem do łazienki. Gdy nuciłem pod prysznicem skoczny utwór londyńczyków, nabrałem nieodpartej chęci na kieliczek orzeźwiającego Daiquiri.
Dość anonimowa, acz niezmiernie utalentowana Irlandka dekonstruuje prince’owsko zabarwiony pop w stylu niedoścignionej Solex. Poznajcie muzyczny świat, gdzie autorskie wonky r’n’b koegzystuje ze zdigitalizowanym ekosystemem PC Music.
Pękłby mi kręgosłup moralny, gdybym nie napisał o tym depresyjnym, trudnym do sklasyfikowania bzyczeniu. Lil Peep byłby bardzo dumny.