Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Bardzo dziwna, mocno dziwna, całkiem dziwna, trochę dziwna, minimalnie dziwna ta tegoroczna płyta Melody Prochet. W "Desert Horse" owe brzmieniowe zbzikowanie osiąga swoje apogeum, w tej kompozycji jest zawarte niemal wszystko. Wczesne Pink Floyd, ye-ye, parkerowska psychodelia, autotune, arabskie wręty – to tylko pierwsze z brzegu skojarzenia. Zachęcam do dalszych poszukiwań na własną rękę.

Prawdziwy kalifornijski dream team (Dam-Funk, Thundercat, Snoop, słabo?) stoi za tym wyczilowanym, gruwiastym synth-funk-rapem w stylu Andersona Paaka. Włączcie sobie, jak chcecie zapomnieć otaczającej Was rzeczywistości albo po prostu posłuchać niezłego numeru.
Jaki ojciec, taki syn, czyli niedoceniany przez szerszą publiczność geniusz, z tą tylko różnicą, że Jankel senior trudnił się post-disco, a utalentowany potomek kręci się wokół 2-stepu/garage'u. Każdy strzał Shift K3Y-a bez zbędnych ceregieli podbija moje serce, bo Lewis to nie tylko świetny producent, ale i zdolny, zakochany w r'n'b songwriter, który odznacza się charakterystycznym, bardzo melodycznym stylem. "Entirety" daje mi wszystko, czego potrzebuję, z ekstatycznym, urywającym znienacka głowę refrenem i kilkoma efektownymi zawijasami w kompozycji na czele.
Felix Weatherall (o dziwo za tym projektem nie stoi Ross Geller) ostatnio zamienia w złoto wszystko, czego się nie dotknie i na razie nic nie wskazuje na to, żeby ta wyśmienita passa miała się skończyć. W ostatnim zwiastunie długogrającego debiutu w Brainfeederze Brytyjczyk przy współudziale obecnych w klipie rodziców zatacza wzruszający krąg życia spowity nostalgiczną, lo-fi house’ową mgięłką. Słuchanie tego utworu wskrzesza we mnie blady ogień pozornie wypartych wspomnień.
Kiedyś miałem dość ambiwalentny stosunek (łagodnie mówiąc) do Żabsona, świecił dla mnie zbyt jasno, ale teraz z singla na singiel pałam do niego coraz większą sympatią, koleś wszystkie swoje niedoskonałości przekuwa w niezaprzeczalny, acz trudny do zdefiniowania atut. "Internet.wav" to chyba jego największe osiągnięcie, głównie z uwagi na oryginalny, fluorescencyjny bit KGR-a, który jakoś tam odnosi się do zachodnich trendów, ale na pewno nie jest ich wierną kopią. Trzeba też oddać Żabie odwagę i ucho do doboru podkładu i to, jak ciekawie go zagospodarował (refren!). Nie jest to rap? I bardzo dobrze.
Popkulturowo to już trochę przeterminowana, pcmusicowa kompozycja, mówiąc szczerze, to chciałbym, żeby było to dla mnie odpychające, ale nic z tych rzeczy, bo utwór Easyfuna jest niesamowicie chwytliwy, to ironiczna piosenka z chorusem, który będziesz nucił wszędzie, pod prysznicem, w metrze, podczas lunchu. Nic nie szkodzi, że ten refren do najmądrzejszych nie należy, bo na Carpigiani liczą się głównie proste przyjemności.
Całościowo płyta Drizzy'ego trochę mnie rozczarowała, choćby dlatego, że w przeważającej części jest po prostu nudna i jedynie chwilami wzbija się ponad przyjemną drake’ową generyczność. Jednym z takich momentów jest energetyczne, inspirowane nowoorleańskim bounce’em "In My Feelings", które bije ostatnio rekordy popularności przez wzgląd na taneczny challenge. Wszyscy piszą, że Will Smith najlepiej do tego przycwaniakował, ale mi bardziej zaimponował jednak memiczny bohater Mundialu w Rosji. Baunsujcie do tego parkietowego pocisku jak Michy!
Ulubieniec Baracka Obamy i wszystkich fajnoamerykanów miał w tym tygodniu wypuścić nową płytę, ale nic z tego nie wyszło, więc na pocieszenie poszły aż cztery wakacyjne singielki. "Wala Cam", czyli mój faworyt, to słoneczny, bezpretensjonalny bengierek na słodkim, dość dynamicznym bicie o delikatnie footworkowym wydźwięku. Gdzie mój olejek do opalania?
Świeży singiel załogi Matthew Healy'ego to w warstwie lirycznej istny rollercoaster popkulturowych nawiązań (Lil Peep, Kanye West, Donald Trump), ale pewnie miałbym to gdzieś, gdyby nie było to interesujące pod względem muzycznym. Ktoś mógłby się skrzywić, ale ja wciąż bardzo cenię ich nieco przedramatyzowany, czerpiący z wielu źródeł synth-pop o stadionowym potencjale. Jakie czasy, takie Wham!.