Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Trip-hop wrócił już na dobre na poptymistyczne salony, czego kolejnym potwierdzenien jest najnowszy, zmysłowo-reggae'owy numer Neneh, który szuka schronienia pod osłoną gwiaździstej nocy. Schrońcie się w cieniu lat dziewięćdziesiątych.
Komentarz czytelnika (Łukasz Łachecki): "AS A.W.O.L", witch house'owa wersja Lopatina z Garden Of Delete, nie jest pierwszym wyjściem AS z mroku (w świat popowych struktur) – wystarczy wrócić np. do urokliwego "AS Chingy". Ale singiel z PAN-owskiego debiutu Another Life, napędzany głosem nowego, nieludzkiego wokalisty na pokładzie (Oracle) mógłby stanowić ozdobę nowego filmu Gaspara Noe - taki jest popowy! Oby wszyscy awangardziści medytowali nad technologią z podobnie miażdżącymi skutkami.
Marzycielski, syntezatorowy dream-pop, który sytuuje się w pobliżu twórczości jakiegoś Kombi, Beach House czy Sally Shapiro. Trochę się zakochałem w tej zwiewnej impresji lata.
Mac w wyczilowanym coverze piosenki Haruomiego Hosono miesza w swoim sophisti kotle bossanovę z wyfiołkowanym, eleganckim indie-popem. Wrzućcie se na luz pod miodowym księżycem.
Nowa, ekscytująca wersja RnBassowego hitu Tinashe "2 On", równie prosta i równie przebojowa. Od kilku dni nie mogę przestać nucić frazy z refrenu. Czy to już miłość? Prawie.

Jedna z moich ulubionych latynoskich songwriterek bardzo ładnie zapowiada swoje nowe wydawnictwo. Ejtisowy, ciekawie poprowadzony (tutaj highlightem jest funkująca gitarka w tle) synth-pop Lorely Rodriguez zawsze skutecznie wydostaje się z ruchomych piasków popowej generyczności. Blood Orange nie może wyjść z zachwytu, Grimes niestety milczy, bo akurat przeprowadza inspekcje w zakładach produkcyjnych Elona Muska.

Coś dla fanów młodych, autotune'owych raperów nawijających o niczym konkretnym (pozdrawiam czytelników Porcys). Według standardów z poprzednich dekad Igi jako mc jest co najwyżej średni, ale ja traktuję jego głos jak dodatkowy instrument, który wzbogaca podkład o kolejną warstwę melodyczną. Zróbcie tak samo w przypadku "Nemo", a wtedy ten akwarystyczny, podwodny trap odsłoni przed Wami swoją prawdziwą wartość. Ludzie, wyjdźcie ze szklanych akwariów.
Trochę jaranko, że Skylar (już nigdy więcej Saint Pepsi, jebać korpy) wrócił po kilku latach nieobecności na scenie. Szkoda jedynie, że ze swoim post-disco-frenchtouchowym, okraszonym indie-popowym wokalem comebackiem zdążył się załapać na ostatnie promienie letniego słońca. Na szczęście wszystko inne się zgadza, więc bez żadnych oporów wsiadam na tę kolorową, post-chillwave'ową karuzelę.