
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.
Rzadko piszemy o emo, ale ta wiosna wyraźnie rozkwita dziewczętami, i tak jak Ben Gibbard obawiam się, że oznacza to jedynie kolejne złamane serca i nowe uzależnienia. Na debiucie Amerykanów przejrzysta produkcja wysuwa na pierwszy plan stylowo egzaltowany, a przy tym zaskakująco przyjemny wokal, by w tle umieścić kontrastujące z wymuskanym śpiewem post-hardcore'owe instrumentarium. Utwory zwiewnie przemykają i wydają się idealnym towarzyszem słonecznych spacerów, zwłaszcza że kolesie bezceremonialnie atakują hookami i potrafią utrzymać równy poziom przez cały album.
W tekstach jak zwykle: porozstaniowe smutki, powątpiewania grynszpanowe czy przeurocze niedojrzałości – mierzymy się z klasycznymi emo-głupotkami, jednak czasem pojawia się wers w stylu "you make me want to start smoking cigarettes" i mogę tylko przybić wirtualną piątkę chłopakom. Nawet jeśli Greatest Hits nie będzie musiało ratować mojego życia jak Cardinal Pinegrove, to pewnie wspomnę o tej płytce przy podsumowaniu rocznym, ponieważ "all my friends are growing up". –P.Wycisło
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.