
Przegląd najciekawszych muzycznych premier ostatnich sześciu miesięcy 2023 roku.
Po wysłuchaniu "Giving Up" od razu pomyślałem: ten ziom to niemal kopia Maca DeMarco. I takie wrażenie utrzymuje się przez całą długość krótkiego longpleja. Ale nie mogę typa zdissować, bo potrafi pisać fajne piosenki, a jak się w nie wsłuchać, to ukazuje się jeszcze ciekawszy obraz (przychodzą na myśl takie nazwy jak Ariel Pink, Real Estate czy nawet Deerhunter, ale w bardziej leniwej, słonecznej i radosnej wersji). Na przykład mój ulubiony w zestawie "The Bread" lekko spogląda w stronę Underneath The Pine, a poza tym ma mocno chwytliwy refren, więc props. Dalej singlowy "Promises", też udany kawałek, i też wbija się do głowy równie łatwo. "Lonely Heart" to właśnie ten wałek, w którym niemal słychać Bradforda Coxa z doklejoną solówką, w "Story Book" też pobrzmiewa deerhunterowa aura, ale bardziej chodzi o przestrzenny, rozmarzony vibe. No i mamy tu też jakieś odrobinę beatlesowskie momenty, do których mogę zaliczyć "Don't Forget". Wreszcie hajlajt "Lady Red" pokazuje, że Travis to niezły songwriter, który za jakiś czas naprawdę może wejść do tej samej ligi, co MdM i może być też hajpowany przez Pitchfork. Waxing Romantic to zdecydowanie spoko rzecz, idealna na letnie spacery czy wypoczywanie na leżaku, gdy temperatura przekracza 27 stopni. −T.Skowyra
Uwielbiam Drake'a i Kendricka. Taco też – też ich lubi. Ale chyba lubi też PlanBe, Quebonafide i nowego Adiego Nowaka. Nie dalej jak miesiąc temu zastanawiałam się, kiedy Fifi zacznie nagrywać trapy. I trafiłam. Bo ile można jechać na jednym patencie? Nawet jakby był nie wiadomo jak kasowy. "Znów rapuję o tym samym, ale tylko tyle znam". Co prawda w klipie do "Nostalgii" jest nieodziana laseczka, jest ładne auto, ale czekam raczej na lejący się strumieniami szampan. Z kolei w "Dele" mamy odniesienia popkulturowe: "Wjechałem jak Conrado, o kurwa, jesteście cali?". "I.S.W.T" to polskie "Passionfruit"? A może jednak Taco Hemingway zostanie kolejnym Smolastym? "Skrrrt"? –A.Kania
–R.Gawroński
Niech was nie zwiedzie pojawiająca się tu i ówdzie deep-house'owa etykietka – albumowi Takeshiego Fukushimy bliżej do medytacyjnego microhouse'u niż bogactwa głębokich bassline'ów. I tak jak na kultowych Loop Finding Jazz Records Jelinka i Around The House Herberta chodzi tu przede wszystkim o celebrację detalu, subtelne cyzelowanie konkretnych szczegółów, które dodatkowo uwypukla sterylna (choć raczej lo-fi) produkcja. Skrawki melodii co rusz pojawiają się i znikają, wykrochmalone glitche podwyższają puls, wtapiają się w tętno kolejnych punktów tracklisty. W dodatku Japończyk potrafi świetnie balansować ciszą, unika efekciarstwa oklepanych kontrapunktów, a każdemu utworowi potrafi nadać charakterystyczny rys, nie tracąc przy tym brzmieniowej spójności. Podsumowując: dla wielu (cierpliwych i wrażliwych) to zabawa na wiele godzin, bo to jedna z tych płyt, które wymagają uwagi, ale odwdzięczają się z nawiązką. A dla mnie Deep Soundscapes to po prostu najlepsze kliki w tym roku. –P.Wycisło
Kanadyjska formacja zebrała za swój debiutancki, wydany w styczniu self-titled spory bukiet bandcampowych propsów, więc od siebie do tej beczki miodu dorzucam łyżkę dziegciu. Bo choć Tallies serwują kilka wpadających w ucho melodii ("Not So Proud", "Mother"), a zdecydowany highlight płyty ("Midnight") w rozczulający sposób odsyła do tęsknego wajbu The Sundays, to po chwili słuchania obraz albumu całkowicie się rozmywa: bas przestaje się kleić, janglujące riffy ulegają wypłaszczeniu, a przesłodzony wokal Sary Cogan traci swoją świeżość, topiąc się w monotonii. Nie jest to jakieś złe wydawnictwo – raczej rzemieślnicza sprawność w tweepopowo-smithsowskiej plecionce, przeciętność nieprzystająca do oczekiwań i drugi dream-popowy garnitur. Dla fanów gatunki – czemu nie; w przeciwnym wypadku trochę szkoda czasu. –W.Chełmecki
Rozczarowało mnie to New Start i to w całkiem zaskakujący sposób. Kiedy tylko dowiedziałem się o nadchodzącej premierze tego wydawnictwa zacząłem z niecierpliwością na nie czekać. Taso to pierwszoligowy zawodnik, a dobrych produkcji od Teklife'owej familii nigdy za wiele. Witający nas utwór tytułowy, nagrany jeszcze z Rashadem (ile oni mają jeszcze jego nagrań?) całkiem konkretnie miecie i spokojnie można go zaliczyć do jednych z najlepszych jego wałków spoza Double Cup, ale co później? Obok bardzo fajnych, solidnych footworkowych numerów razi na przykład nieco irytujący kawałek z Gant-Manem, nudny dubstep "Murda Bass" (serio?) czy zupełnie nieciekawy pseudo hip-hop na ostatnim indeksie. Szkoda, że ten zestaw okazał się tak nierówny. Liczyłem na zawodnika do listy rocznej, ale niestety nic z tego. –A.Barszczak
Gdy usłyszałem "199II" pomyślałem, że Graniecki wyszedł w końcu z gimbazy i razem z Michem sklecili kozacki albumik. Okazało się, że nie do końca tak właśnie jest. Gdyby się jakoś mocno uprzeć, NOJI? mogłoby pełnić rolę jakiegoś skrótowego podsumowania całej kariery Tedzika: nu-school z późnego etapu łączy się tu z wymuskanymi podkładami mistrza konsolety (zarzućcie "Amsterdam" – to mogło ukazać się w 2004 roku, choć ten autotune wskazuje na to, że Jacek jest w zupełnie innym miejscu). Ale dobra: męczę się, gdy zamiast hooków dostaję zamulającą nawijkę ("18HotBanglasz") albo marne śpiewane refreny ("WJNWJ"), albo gdy trapowa stylówka staje się zbyt absurdalna ("Stadnina"). Natomiast nu-beatowa "Hejka" to kozacki track, "Sinusoidalne Tedencje" imponują przejrzystą fuzją raper/bit, no i obczajcie jak tytułowy rozwija się w jakiś rapowo-house'owy banger pod koniec. I tylko pozbyłbym się tego "Żelipapą" na samym końcu, ale po całkowitym bilansie zysków i strat (choć ze sporą niepewnością) "daję okejkę". –T.Skowyra
Po pięciu latach longplayowej nieobecności wraca utalentowany amerykański duet tworzący muzykę elektroniczną po brzegi wypełnioną mocnym syntezatorowym brzmieniem. Na swoim najnowszym albumie, będącym koncepcyjną kontynuacją poprzedników, Takahashi z Weissem dokonują szeroko zakrojonej rewolty − porzucają niemal łopatologiczne (w dobrym sensie) oraz inwazyjne środki wyrazu połączone ze zbrutalizowaną sekcją rytmiczną Tracera na rzecz bardziej kontemplacyjnych utworów pełnych rozlanego na wszystkie strony brzmienia. Płynnie przechodzą z dusznej klubowej atmosfery wyniszczenia w stronę onirycznego aftera, na którym po całonocnym imprezowaniu nikt nie ma już siły na parkietowe harce, a jedyne, czego pragniemy, to poważniejszych rozmów i wypicia tych kilku ostatnich browarów, zanim w końcu padnie się sennie na ziemię przy zegarze wybijającym dwunastą rano.
Niby mamy tutaj do czynienia z dojrzalszym materiałem ludzi, którzy w wieku dwudziestu lat w lekko odczuwalny sposób wpłynęli na gatunkowe ramy, jednak najnowszy krążek Fantasy, pomimo nabytego życiowego doświadczenia, staje się jednym z najsłabszych reprezentantów ich intrygującej twórczości. Najsłabszym (kwestia sporna), ale wciąż poprzez głębie przepływających kawałków osiągającym ku naszej uciesze poziom niedostępny dla większości współczesnych scenowych wymiataczy. −M.Kołaczyk
Debiutancki album argentyńskiej songwriterki i wokalistki Valerie Teicher to rzecz dość zgrabnie łącząca wyraziste pierwiastki, z których obecnie skonstruowany jest "alternatywny mainstream". Jest tu kobiece r&b spod znaku Jessie Ware czy Empress Of (świetnie sprawdzający się w roli singla "Keep Running" i jeszcze bardziej przebojowy "Say You Do") czy Jessy Lanzy (w "Creep" słychać nawet wokalne podobieństwo; podobnie w "Justify", ale tu dodatkowo mamy podobnie zbudowane napięcie jak u Jessy), jest ekstrawaganckie, tameimpalowskie disco (już pierwsze takty eterycznego "Baby" nie pozostawiają złudzeń, że Tei Shi słyszała którąś z płyt Parkera; "How Far" to również podobny obszar stylistyczny), jest wreszcie coś z indie popu Grimes (w "Crawl" Valerie mogła sobie trochę pokrzyczeć). A sama Tei powiedziała, że to wszystko składa się na jej własny genre "mermaid music". Z trochę gorszych wiadomości: Crawl Space pod koniec lekko się rozmywa, ale przez całą długość trzyma równy poziom z kilkoma wyróżniającymi się punktami. Aha, sprawdźcie urocze skity. –T.Skowyra
Właśnie rozpoczyna się Twoja wspaniała podróż. Wciskając przycisk "play", przenosisz się do onirycznej krainy, w której wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Po lewej grupka fałszywych surferów wyśpiewuje anielskie arie na cześć słoneczników. Po prawej cztery grzywki polują na gigantycznego morsa. Groteskowej scenie przygląda się cierpiący na cukrzycę kapelusznik, który z powodu choroby przeszedł na emeryturę. Za nim stoją wyjątkowo włochate niedźwiedzie – sommelierzy częstujący każdego jagodowym winem. Na koniec wycieczki Królowa Kwasu wraz ze światowym mistrzem pinballa zabierają Cię na Księżyc, gdzie spędzisz resztę swych dni w towarzystwie najsłynniejszego obywatela wyspy Caspiar. Fajny trip, nie? –Ł.Krajnik
Przegląd najciekawszych muzycznych premier ostatnich sześciu miesięcy 2023 roku.
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.