
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.
Ezra Rubin dał się poznać szerszej publice znakomitą EP-ką Vertical XL, gdzie budował cyfrowe, kubistyczne bryły. Na swoim debiucie wciąż wiernie konstruuje podobne elementy, ale zdecydowanie mocniej podąża w popową stronę. Otwierający "What Is Love" można jeszcze usytuować w tym samym rejestrze, w którym znajduje się "Bank Head", ale już "Breathless" przypomina bardziej Jamiego XX niż Kingdoma ze wspomnianej EP-ki. Z kolei "Nothin" to żeński trap w ujęciu producenta, a "Down 4 Whatever" to wręcz kingdomowska wariacja na motywach UK house'u. Oczywiście w instrumentalnej warstwie (patrz pozostałe numery, ale nie tylko) Tears In The Club to wciąż zmaganie się (i to całkiem ciekawe) z wirtualną "muzyką przyszłości", choć nie robi ono już takiego wrażenia jak 4 lata temu. Mimo wszystko Kingdom nadal gra na swoich własnych zasadach i nie mogę go za to zganić. –T.Skowyra
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.