Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Opener Reality Show sugeruje, że Jazmine Sullivan wraca bez kompleksów po kilkuletniej rozłące z przemysłem muzycznym. Wydany już prawie rok temu singlowy "Dumb" powtarzanymi na przestrzeni całego utworu zaśpiewami tworzy w mojej głowie trudne do usunięcia skojarzenia z "Jesus Walks", ale to refren, w którym bogata produkcja synchronizuje się z chłodem repetycyjnych oskarżeń, stanowi fundament piosenki. Następującą po niej "Mascarę" również zaliczam do udanych fragmentów albumu. Minimalistyczny, lekko hipnotyzujący podkład pasuje jako baza dla satyrycznego, ale wyraźnie przepełnionego goryczą komentarza na temat powierzchowności i fałszu obecnego w otaczającym artystkę świecie. Obie kompozycje łączy osoba Key Wane’a – producenta znacznej części płyty. To właśnie on jest odpowiedzialny za najjaśniejsze momenty, bo oprócz wyżej opisanych kawałków pozytywnie oceniam też może niekoniecznie odkrywczy, ale bezpretensjonalnie ładny i melodyjny "Silver Lining" czy ewokujący lata 80. "Let It Burn".
Niestety nie obyło się bez wpadek. "Forever Don’t Last" dziwnym trafem został najlepiej przyjętym singlem z Reality Show, a zagraniczni recenzenci rozpływają się nad jego zawartością emocjonalną. Wydaje mi się jednak, że mają na myśli inne uczucia niż wywołane u mnie znużenie. Nie przekonują mnie też próby zastąpienia Amy Winehouse, jakie Jazmine podejmuje przy okazji "Stupid Girl". Z ciekawostek warto wspomnieć o samplującej "The Greatest Hit" Annie piosence "Stanley". Nieźle funkcjonuje jako funkująca, wyraźnie odmienna od reszty wałków propozycja, ale atrakcyjna stylistyka nie jest w stanie zamaskować nijakości kompozycyjnej.
Trzecia płyta Jazmine Sullivan to kawał porządnego R&B i fani tego gatunku na pewno znajdą na niej coś dla siebie. Brak jakiegoś jednego konkretnego wymiatacza i kilka wyraźnie słabszych numerów sprawiają jednak, że trudno mi nie odczuwać lekkiego niedosytu. –P.Ejsmont