Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
"Palę sobie dope w Watykanie" vs. Kler Smarzowskiego. Kto nie był w Pogłosie, niech żałuje.
Komentarz czytelniczki (Agata Tomaszewska): Czy można być jednocześnie smutnym i wesołym? Jak brzmiałby King Krule, gdyby urodził się w słonecznej Kalifornii? Dlaczego warto słuchać tej piosenki w czasie nocnej przejażdżki kabrioletem? Odpowiedzi dostarcza poniższy psych-funkowy indie-pop.
Słyszałem na mieście, że ten gwiazdorski, pop-trapowy joint to druga część "Black Beatles", przyznam, że bardzo podoba mi się taka interpretacja. Ripitujcie do woli, ale pamiętajcie, że raperzy są jak samoloty. Gdy jeden wyda hita, trąbią o tym wszystkie media - milcząc o tych, co ciągle wypuszczają szajs. I to jest akurat ten pierwszy przypadek.
Impresjonistyczny, rozmarzony lo-fi house/dance-pop urokliwie rozłożony na dwa głosy ulokowane na drumowo-gitarowym podglebiu. Proszę, nie budźcie mnie z mojej popołudniowej drzemki.
triggering.exe

Zwiewny, cardginasowy indie-pop z jazzowymi inklinacjami. Wystarczy na dziesięć lajków? Niestety wydaje mi się, że wątpię. O, już wiem, co zrobię, dam gifa ze słodkim kotkiem. Może wtedy mi zaufają, że to świetny, uspokajający track z okolic twórczości Kings of Convenience.

Po kilku miesiącach poszukiwań pyton królewski w końcu się odnalazł, co ciekawe, za swoją kryjówkę obrał studio nagraniowe Miguela. Pewnie dobrze na niego wpływa otoczenie kwaśnego, gitarowego r'n'b inspirowanego bardziej agresywnym wcieleniem Prince'a. I nie tylko na niego.
Kobiecy odpowiednik Johna Mausa zawsze wykombinuje coś ciekawego, nawet jeśli nie jest to wyjątkowo oryginalne. Jej podniosły, nowofalowy synth-pop zawsze robi mi dobrze, oniryczne "A Slice Of Lemon" nie stanowi w tej kwestii wyjątku.
Stęskniliście się za Diogenes Club? Jeśli tak, to Tomek spieszy Wam na ratunek, swoją drogą, ciekawe, na ile jest to świadoma inspiracja, ale w sumie ma to drugorzędne znaczenie wobec faktu, jak ten sophisti synth-pop zręcznie popyla przed siebie. Wiadomo, nie jest to najlepsza piosenka w Polsce, ale na pewno jedna z przyjemniejszych w tym roku. Słuchajcie długo i namiętnie, czy coś takiego.
Dwóch młodych szczyli (szczególne wrażenie robi tu wiek świetnie rokującego Schaftera, se obczajcie inne jego jointy) wykręca najlepszego tegorocznego letniaka w polskim, technicolorowym trapie. Jakieś wątpliwości? Jestem zbyt jeden, żeby się tym przejmować i zgodnie z zaleceniem włączam to sobie na ripit, włączam to sobie na ripit, włączam to sobie na ripit.