Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
James Blake chyba nie byłby sobą, gdyby raz na jakiś czas nie uzewnętrznił swojego zamiłowania do Radiohead. W najnowszej, zdeformowanej balladzie wiecznie zafrasowany Brytyjczyk ewidentnie daje Nam do zrozumienia, że wszystko w powyższej kwestii jest na właściwym miejscu. Wsłuchajcie się więc w długość dźwięku samotności.
Wyszczekana, wzbudzająca spore kontrowersje (polecam artykuł Meaghan Garvey) piętnastolatka jest bardzo zdeterminowana, żeby zostać gwiazdą rapu i trzeba przyznać, że jest już coraz bliżej osiągnięcia tego celu (blisko 40 mln odsłon w niecały miesiąc). Jej progres robi wrażenie, a poniższy numer to jej dotychczasowy szczyt. W "Gucci Flip Flops" daje o sobie znać wielka miłość Bregoli do rapu, bowiem mamy tu: teledysk w stylu Eminema z czasów jego chwały, minimalistyczny, trapowy bit i ponurą nawijkę charakterystyczną dla 21 Savage oraz śmiałe nawiązanie w tytule do słynnych wersów Future’a. Oby tak dalej, młoda.
Monumentalny amalgamat organowo-mazzystarowskiej melancholii ze ścianami psych-rockowych riffów dowodzi, że victoria z alexem dawno opuścili swój domek na plaży i zmierzają wprost ku apokalipsie w czarnej tęczy grawitacji shieldsa.
Hiszpański fanklub Chaza Bundicka znowu w znakomitym, ciut hoopsowym stylu daje o sobie znać napchanym pod korek świetnymi melodiami indie-psych-popem. Inni próbują, ale tylko Baywaves potrafią zrobić tak piękny bajzel w głowach gitarocentrystów.

Chill-synth-funk Bensona wytycza kierunek wszystkim artystom trudniącym się rezaniem stylowego carpiwave’u/carpicore’u. Forpoczta z najlepszych wakacji nad Morzem Śródziemnym.
Prawdopodobnie najlepszy raper wśród producentów nowej fali hh przybywa z wymarłej planety Namek, aby po raz kolejny zmienić grę. Pi’erre miota smoczymi kulami pod wyczilowane, przeliczające gruby hajs (check dźwięk kasy fiskalnej) biciwo. Bądź przez 3 minuty jak Super Saiyan.
Toni Braxton wydała w tym roku pierwszą od czterech lat płytę. Jest to dosyć udany i odświeżająco krótki album w konwencji "kobieta doświadczona i z klasą", a szczególnie dobra jest poniższa elegancka ballada, która jednak wywołuje u mnie spory niepokój tekstem o desperackiej fiksacji na punkcie byłego.
Belfaska modlitwa o oberwanie chmury w rytm hipnotyzującego, nawiedzonego trance'u obudowanego wokół orientalnego sampla. Niech spadnie z nieba rześki, rave'owy deszcz.
Wyrazisty, pełen życia psych-soul z szerokim wokalnym gestem godnym Kate Bush. Protip: jeśli produkujesz reboota "Shafta" z kobiecą obsadą, to bierz tę triumfalną kompozycję Kadhji na czołówkę.