Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.

A już myślałem, że "Accelerate" będzie jedynym udanym singlem na comebacku Aguilery. Na szczęście się pomyliłem, bo najświeższa, wyprodukowana przez Andersona Paaka. propozycja Christiny to istne tour de force pociętego, konturowo uhouse’owionego synth-r'n'b-popu z domieszką hip-hopowych patentów. Mainstreamowe granie w najlepszym wydaniu.

Zgodnie z Waszym życzeniem kilka szlagwortów o toksycznym (czyżby w tle sampel z "Toxic?, no dobra, chyba nie, ale podoba mi się ta myśl), timbalandowo akcentowanym blitzkrieg rapie Andersona. Wchodzi mi to lepiej niż ostatnie numery Kendricka. Bardzo dziwne, mocno dziwne, całkiem dziwne, trochę dziwne, ale bąbelki w szampanie buzują jak najęte.
Długo nieobecny Benjamin zasiada przy pianinie i świruje pogrążonego we wspomnieniach Franka Oceana, który coveruje zaginione demo Steviego Wondera. Czasami nieskazitelne, choć niepozorne piękno tkwi w prostocie – i tak właśnie jest w tym przypadku.
Piękna niczym posąg Adonisa o zmierzchu, post-rozstaniowa (nie słyszę, co tam, kurwa, pierdolisz, jestem ziomek Beethovenem) lo-fi kołysanka pod wezwaniem dyskretnego chłodu curowo-shoegaze'owego kluczenia. Wiosna w sercach zakwitła i już wyłażą…
Przyznam, że nie wiązałem wielkich nadziei z powrotem Christiny, a tu taki post-r’n’b-trapowy, wielokrotnie złożony zaskok. W teorii to tylko zlepek większości obecnych trendów w popie, ale wszystko jest tu tak ciekawie i wielowątkowo skonstruowane (Kanye, zdejm czapkę!), że utwór z miejsca sprawia wrażenie czegoś naprawdę świeżego. Wszystko przyspieszyło jak w syntezatorowej, ovosoundowej zorbie.
Jeśli faktycznie trap chyli się ku upadkowi, to trzeba przyznać, że AsapMoby wskazuje interesującą drogę dla przyszłości rapu. Ten niemalże post-vaporwave'owy edit wielkiego przeboju z lat 90 zaskakuje nieoczekiwaną świeżością. Możecie sobie złorzeczyć na łysolca w pinglach i długie, nieociosane sample, ale tak prawdopodobnie będzie wyglądać rzeczywistość w posttrapie.
Przyszła gwiazda mainstreamu być może nie jest jeszcze legendą, ale już się nią obwołuje na utrapowanym electro-popie z usadowionym na szczycie syntezatorowym riffem. ”I wanna rave with somebody” - how cool is that?
DJ Carpigiani jest fanatykiem Sade, pół brudnopisu zajebane blurbami o naśladowcach Adu. Dzisiejsza Jessie Ware może jedynie czyścić lakierki najnowszej, uwikłanej w sercowe rozterki propozycji Amber.