Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Better Persona znacie głównie z ejtisowych, romantycznych ballad, ale na euforycznym, bezpośrednim housiku Pabla, brzmi jak ktoś zupełnie inny, jak władca parkietu, a zarazem jak męska wersja Sally Shapiro. Co ja tu będę dużo pisał, ten utwór to wielka ogromna bomba imprezowa.
O, już we wrześniu wychodzi nowy krążek Alexa G, gicik. "Gretel" zwiastuje pewne wygrubaszenie brzmienia. Wiele wskazuje na to, że na płycie House Of Sugar będziemy mieli do czynienia z nostalgią za świętą trylogią Built to Spill. I fajnie!
Jai Paul wraca z nowymi kawałkami. Post-prince'owe "Do You" jest wśród nich moim faworytem. Mamy tu sypialniane r'n'b, soft-rockowe odpryski i elektroniczne tętno, czyli wszystko to, co lubię.
"Icebreaker" to jakaś chora popowa suita, w której ścierają się wpływy Knower, Grimes, Liz i PC Music. Jestem szczerze zafascynowany tym dziwnym tworem, choć jeszcze nie potrafię objąć go rozumiem.
Hatchie dawaj ten album, bo już dostaje małego zajoba od czekania na niego. Najnowszy, mam nadzieję, że ostatni, jego zwiastun to zgrabne połączenie zwiewności Sundays z kanciastością bitu New Order.
Wciąż niewiele się zmienia, schafter nadal jest totalnym mistrzem. Pierwszy zwiastun jego debiutanckiej płyty to klimatyczny, jazz-minimal-trapowy soundtrack do niezobowiązujących, letnich miłości, do szlajania się po skąpanym w popołudniowym słońcu mieście z paczką znajomych. Po takim szlagierze życzę Wojtkowi, żeby jednak nie skończył jak głuchy pionier polifonii, a bardziej z sold-outem na Torwarze.
Na nadchodzącej płycie producenckiej Kubiego usłyszymy niemal wszystkich najlepszych raperów w tym kraju, a że ten młokos zna się na robieniu grubych bitów, to szykuje się dobre wydawnictwo, jeśli nie całościowo, to na pewno na odcinku pojedynczych utworów, takich jak na przykład. "Lifestyle". Ten utwór to chamski, hedonistyczny banger, który nie raz poleci w nocnym klubie i który udowadnia, że ze starej gwardii to właśnie Borixon najlepiej odnajduje się na njuskulowych produkcjach.
Komentarz czytelnika (Tomek Waśko): Słoneczna przejażdżka skąpaną w promieniach kalifornijską sto piątką w rytmie jizz jazzowej perełki od kanadyjskiego tria aka nostalgia za menedżerem plików opartym na interfejsie tekstowym, będącym powłoką systemową dla systemu operacyjnego MS-DOS. C'mon join the joyride.
W złotym kabrio byle gdzie po mieście, a najlepiej z kolejnym świetnym, klimatycznym numerem najlepszego rapowego duetu w Polsce na słuchawkach. Nie spodziewałem się, że kiedyś to napiszę, ale obecnie goście z Hewry na tle Tuzzy wyglądają jak niedogotowane tagliatelle.
Tyler znowu pociąga za wszystkie sznurki, produkuje, komponuje, aranżuje, śpiewa/rapuje (choć tutaj akurat z drobną pomocą Kartezjusza) i znowu robi to świetnie. W cudownym, neo-soulowym "Earfquake" znać, że Okonma czerpie inspiracje od najlepszych (Pharrell, West, Wonder). Dziękuję pan Igor.