Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Ostatni raz tak zajebiście niewymuszonego, bezpretensjonalnego typa słuchałem w dniu premiery... <tu miał być spoiler>. Nie no, oczywiście najprostszym, a jednocześnie leżącym najbliżej prawdy punktem odniesienia dla zachwytów nad mikstejpem Tuta jest Cilvia Demo EP. I wiem, wiem, taka analogia może wydawać się na pierwszy rzut oka mało odkrywcza, no bo przecież mówimy o dwóch chłopakach wywodzących się z Atlanty, dwóch zajebiście dobrych ziomkach w muzyce i na co dzień. Nic jednak nie pradzę na to, że odpalam dowolny bit z pierwszej części Preacher's Son i słyszę IDENTYCZNE, warunkowane stosunkiem 1:1 patenty, którymi czarowały i stopniowo rozkochiwały w sobie moje poczucie estetyki podkłady na ubiegłorocznej EP-ce Rashada. Mocne werble wspomagane raz po raz saksofonem, przenikające się zmysłowe wokale soulowych wokalistek, nawet większość motywów melancholijnego, nienachalnie pobrzmiewającego w tle pianina przywołują obraz atmosfery debiutu Rashada i, wbrew pozorom, nie powiedziałbym, że tak wysoko postawiona poprzeczka działa na niekorzyść Tuta. Podsumowując: choć rap do tej pory nie dostarczył słuchaczom jakiejś spektakularnie dużej ilości fajnego materiału, to i tak nie przeszkadza mi to wyróżnić Preacher's Son pisząc, że na tę chwilę jest to dla mnie najbardziej wciągający materiał roku, bardziej nawet niż Drake czy Lupe. Warto dać szansę, zapewniam. –R.Marek