Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.

Nie wiem, czy to bardziej organiczny industrial, czy raczej oniryczny ambient, ale jednego jestem pewien – z czymś tak gatunkowo niejednoznacznym, a jednocześnie intrygującym, mam zaszczyt obcować zdecydowanie za rzadko. Największą wartością tego projektu jest fakt, że napisanie o nim choćby kilku sensownych zdań graniczy z cudem. Tomasz Mreńca balansuje bowiem na granicy niezrozumiałej abstrakcji, która niczym najbardziej eksperymentalna literatura, stanowi prawdziwe wyzwanie nawet dla zaprawionego w awangardowych bojach odbiorcy. Opowiadane przez twórcę historie wychodzą poza ogólnie przyjęte schematy, zarówno muzyki popularnej, jak i niszowej. Tam, gdzie teoretycznie powinny stopniować napięcie, uspokajają nasze nerwy, zaś gdy spodziewamy się odrobiny beztroski, atakują zmysły ze zdwojoną siłą. Peak zadaje dziesiątki pytań bez odpowiedzi, ale ich treść jest na tyle fascynująca, że nawet brak rozwiązań nie przeszkadza w osiągnięciu satysfakcji podczas obcowania z albumem. –Ł.Krajnik