Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
"Thurston Moore luzuje majty".
No więc, główny bohater odkrywa uroki new-age'owego blubrania. Pozwala sobie na zatracenie w świecie fantazji, zaludnionym przez quasi-mitologiczno-okultystyczne symbole, rozpalające wyobraźnię każdego emerytowanego hipisa. Cyniczne oblicze współzałożyciela Sonic Youth w zaskakujący sposób zmienia się w sympatyczną sylwetkę proroka miłości. Ideologiczna relaksacja wpływa też na akordy. Pozornie skomplikowane, monolityczne suity to tak naprawdę wyluzowane jamy, które po prostu dostarczają szczerej radochy (artyście i publice). Tak miło i przyjemnie to u Pana Thurstona dawno nie było. –Ł.Krajnik