Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Ultimate Lounge to w dużym skrócie lo-fi wariacja na temat r&b/downtempo, bedroom popu à la John K. i hauntologicznych eksperymentów z "anty-produkcją" ("Purple Room"). Wymieniłbym również kilka innych tropów, np. "Sun Lounger" przypomina rozkręcony przez chillwave jazz-house Introduction, zresztą momentami dorównuje Heardowi subtelnością zmian harmonicznych (1:36 i w outro na 2:25 – dla mnie highlight). "Waterdown" i tytułowy to z kolei ciekawe połączenie r&b i balearycznego lounge'u, ale daleko im do sielskich obrazków takiego Marka Barotta czy Nightmares On Wax (choć smyki od 1:10 w tytułowym to wręcz kopia z "Les Nuits").
Baron rzeźbi wielowątkowe utwory, dużo się w nich dzieje nie tylko kompozycyjnie, ale zwłaszcza na poziomie produkcji ("płynna" faktura "Getaway", początek "Waterdown"). Przy okazji poprzedniej EP-ki trafiłem na dziwaczne porównanie do Erika Satie (lol, częstość występowania Satie jako punktu odniesienia w wielu reckach – lekki niesmak), ale ja w optymistycznej wersji widzę Barona produkującego kawałki dla mainstreamu i podbijającego festiwale, tak jak kolega z Goldsmiths College – James Blake. –J.Bugdol