Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Róisín zrobiła sobie przerwę, ale jak już wróciła, to od razu z dwiema płytami w ciągu dwóch lat, co musiało zaskoczyć fanów. Za szybko? Niby "Mastermind" to tęczowo-juniorboysowy synth-pop w typowym roisinowym anturażu, który zapowiadał album co najmniej interesujący. I fakt, Take Her Up To Monto jest na tyle ciekawy, aby posłuchać, co Irlandka tym razem zmajstrowała z Eddie'em Stevensem, ale nie ma co się spodziewać popowych fajerwerków. Brakuje tu nośnych hitów figurujących na Overpowered, nie ma klasy i zmysłowości znanej z Ruby Blue, misternej trajektorii "Exploitation" również nie słychać.
Co tu dużo pisać: koleżanka próbuje stworzyć jakieś ambitniejsze, bardziej złożone i DOJRZALSZE rzeczy, ale trochę średnio poszło jej pisanie refrenów i melodii. Dużo tu pomysłów, zamierzeń, kilka udanych posunięć ("Thoughts Wasted"), zdarzają się świetne momenty ("Romantic Comedy"), ale generalnie mamy tu najsłabszy album Murphy w całej solowej karierze, choć życzę każdemu tak słabych najsłabszych albumów w dorobku. –T.Skowyra