Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Prawie pół roku temu Prurient wyszedł naprzeciw wszystkim tym, którzy mimo upływu miesięcy, wciąż pozostają w uczuciowym związku z zeszłorocznym OST do Beyond The Black Rainbow. Dodatkowo twierdzą, iż "carpenterowski" synth lat osiemdziesiątych (z włączeniem tegorocznego Lost Themes) niezmiennie pielęgnuje ich poczucie estetyki, a oprócz tego, z ciekawości – w celach czysto poznawczych, chcieliby kiedyś sięgnąć po outsiderski pakiet dźwięków nieprzerwanie rezonujący na dnie przemysłowych piwnic. I tutaj materializuje się skomponowana przez Brytyjczyka płyta Frozen Niagara Falls – około-industrialny gatunkowy crossover będący dotychczas najbardziej kompleksową i najprzystępniejszą, niemal popową wizją tegoż rodzaju muzyki. Materiał marginalizowany przez harshowych ortodoksów spod znaku Government Alpha oraz miłośników brutalnych dadaistycznych kolaży Kazumoto Endo swoich wyznawców znalazł przede wszystkim w kręgach "odnoise’owionych", gdzie zachwyca atmosferycznością nieskorodowanej Anny Gardeck zderzoną z wizją Prurienta ery Bermuda Drain (pierwszy w dyskografii artysty tak otwarcie mówiący o chęci ocieplenia wizerunku muzyki noise album). Już bardzo dawno, bo od czasów drone noise’u Yellow Swans (Going Places), nie było na świecie tak głośno o jakimkolwiek wydawnictwie z tej gatunkowej niszy. –W.Tyczka