Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Formacja z Detroit powraca dwa lata po bardzo dobrze przyjętym The Agent Intellect i potwierdza wysoką pozycję w tabeli post-punkowej ligi na obecną dekadę. Podobnie jak poprzednio Protomartyr z jednej strony w charakterystycznie cmentarnym anturażu hołdują klasykom (wyćpana paranoja The Fall w "Up The Tower", barowe skandowanie w duchu The Clash w "Don't Go To Anacita"), a z drugiej starają się eksperymentować, stąd próby z krautem po linii Amon Düül ("Corpses In Regalia") czy niemal shoegaze'owym brzmieniem ("Caitriona"). Relatives In Descent, niezmiennie towarzyszy też klimat pogodzenia z przegranym życiem i kolektywnego zapijania problemów, z którym zespołowi bardzo do twarzy w zasadzie od początku działalności – póki jednak panowie nagrywają takie albumy jak ten, to mi zupełnie po drodze z ich depresją. −W.Chełmecki