Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.

Za dużo czasu spędziłem z Wrens i Mineral, aby nie docenić próby przeszczepienia około Lil Peepowej stylistyki na polskie podwórko. Cloud rapy, pokłosie Sad Boysów, dominujący nad wszystkim emo klimat, który umiejętnie i bardzo subtelnie dawkowany (umiejętnie, znaczy, im bardziej zabije się, zabije się, zabije się, tym lepiej) da wam ogólny zarys konwencji, jaką obrał sobie Mlodyskiny. Przeszczepienie instrumentalnie nawet udane, niestety wokalnie/nawijkowo zalatujące zbyt wielką amatorszczyzną i to nie z tych do końca celowych. Ma to swoje hooki ("Życie"), swoje wzloty i drobne upadki, jednak zbyt wielka liczba niedoróbek nie pozwala bezrefleksyjnie wielbić płytowego debiutanta. Więcej pracy, szlifowania, więcej doświadczenia i może na przyszłość wyjdzie nam z tego coś naprawdę pierwszoligowego. Na razie dobra płytka-ciekawostka do rekreacyjnego przesłuchania z naprawdę miejscami niezłymi podkładami. Ludzie z alergią na autotune'a czy celowe lamusowanie i użalanie się nad sobą powinni unikać jak ognia, a jeśli jednak ktoś lubi takie masochistyczne zabawy, to wstęp "Bezpieczni" na głośnikach i można z przyjemnością rozwalić się na kanapie bez większego żalu. Należę do tych drugich, więc tym bardziej za przyszłość Młodego szczerze trzymam kciuki. –M.Kołaczyk
A tak btw. to wielki szacun za konsekwentne ruszanie pod prąd okazji do łatwego nabicia sobie wyświetleń. Bezinteresowny i naiwny idealizm zawsze na nieskończonym propsie.