Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
"Kolejny z watahy psych-popowców, tu w spokojnym, lounge’ującym sosie, z demarcowską chamberowością i wszędobylską harrisonowską gitką, jedna z lepszych tegorocznych płyt w tej niezwykle popularnej dziś, samozwańczej kategorii." – tak pisałem o zeszłorocznym Timeline w swoich notatkach do indie rekapitulacji, z której Alex Brettin – mastermind projektu – ostatecznie wyleciał na ostatniej prostej. I choć na Skiptracing Mild High Club nadal zdarza się unosić w przestrzeni ("¿Whodunit?"), to wątki psych schodzą tu na dalszy plan. W zamian dostajemy zamglony blend, który najłatwiej opisać wymieniając wybrane wątki z życia Brettina: jazzowe wykształcenie, znajomość z DeMarco i tysiące godzin spędzone z soft-rockowym dorobkiem lat 70. Bardzo przyjemne, sypialniane lo-fi ze śladami Steely Dan, George’a Harrisona, Beach Boys i losowych wątków południowoamerykańskich – to chyba wystarczająca rekomendacja by poświęcić pół godzinki? –W.Chełmecki