Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Mick Jenkins to jest ziomek: błyskotliwy, konsekwentny, a jednocześnie z naturalnym luzem chwytający za serce. Słuchając jego oficjalnego długogrającego debiutu ma się wrażenie, że niektórzy starzeją się szybciej – z płyty tej bowiem bije wyjątkowa dojrzałość. The Healing Component to formalnie koncept album o różnych aspektach miłości, przemycający jednak dość tęgie rozkminy na gruncie socjologicznym i duchowym. Ponadto nie tylko ze względu na treść jest to zbiór piekielnie spójny: czy mówimy o afrofuturystycznym melanżu "Fall Through", pogrzebowym przemarszu "Drowning" czy neonowym funku "Communicate", utwory snują się powoli w oparach marihuanowego dymu, klimat jest nie do podrobienia; łączy je też lekko eksperymentalny sznyt podkładów. Mam wrażenie, że w zalewie jesiennych premier z krainy rapu Jenkins nieco się zgubił. Nie dajcie się jednak zwieść: The Healing Component to ścisła czołówka, jazda absolutnie obowiązkowa. –W.Chełmecki