
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.
You're in the JANGLE baby, you're gonna słuchać kilku bardzo ładnych piosenek. Chociaż z tym jangle to tak nie do końca. W zasadzie to w ogóle. Wina przyzwyczajeń i postrzegania Kevina, jako basisty – dla mnie, osobiście – genialnego Hoops. Jego solowy album rezygnuje z zespołowego ciężaru lo-fi i charakterystycznego wyostrzonego brzmienia gitar, wchodząc w przestrzeń powolnych, oleistych neo-psychodelicznych piosenek. Powrót do lat 70.? Bardzo miła to podróż, w której po prawdzie można miejscami poczuć pewien rodzaj bolesnej monotonii, jednak w większości przypadków jest ona redukowana do minimum za pomocą przepakowania tych prostych struktur uroczymi mikro-motywami, szczególikami, kunsztowną wykończeniówką – na tyle udaną, aby te powolne i leniwe w swojej naturze utwory nie raziły swoją jednowymiarowością. Z całej ich puli w szczególności wyróżnia się niemal "przebojowy" "Rollercoster" (którego, jakoś irracjonalnie nie mogę polubić), instrumentalny i prawie vaporwavowy "Restless" czy też gitarocentryczny "Who Do You Know" z genialnym refrenem. Ale jak dobrze o nich nie mówić to ostatecznie i tak chowają się w cieniu wybitnej klamry – tęsknego openera i jednego z ładniejszych domknięć, jakie przyszło mi w ostatnich miesiącach słyszeć. Tak więc 5/10 utworów stoi bardzo wysoko, co nie może skończyć się inaczej niż stwierdzeniem, że to po prostu bardzo fajny krążek jest, który powinniście sobie jak najszybciej przesłuchać. −M.Kołaczyk
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.