Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
U Katie Dey bez zmian. Rok po premierze doskonale przyjętego bandcampowego debiutu asdfasdf, hipnagogiczna księżniczka postanowiła pójść za ciosem i wypuściła kolejny pokręcony materiał utrzymany w duchu DIY bedroom popu z drugiej setki najczęściej odtwarzanych w tym miesiącu na SoundCloudzie piosenek. Na Flood Network nie brakuje gitar, ciepłego glitchu, ledwo słyszalnych linijek i niezrozumiałych elektronicznych figur. Wszystko 100% lo-fi – ale nie z przymusu, a z wyboru. Niestety dłuższy materiał ma ten mankament, że każda kolejna minuta obniża tę cholerną siłę rażenia, którą epatowała zeszłoroczna krótkograjka. Stanęło więc na tym, że u Dey można się zachwycać niesłychanym wyczuciem (bo mianem "etatowej songwriterki" takich zjawisk się nie nazywa) w dadaistycznym wyklejaniu tych gatunkowych mozaik, ale bez treściwych, skondensowanych quasi-singlowych petard, do spotkania artysta-słuchacz może dochodzić nieco rzadziej niż raz w miesiącu. –W.Tyczka