Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
W różnych miejscach czytałem, że to bardzo popowa płyta z ciekawymi tekstami napisanymi, co podkreślano, PO POLSKU, a także natknąłem się kilka razy na porównania Julii do Marii Peszek czy Meli Koteluk. Zwykle wiem, jak kończy się słuchanie płyt opatrzonych podobnymi opisami czy referencjami. Ale nic to, wyhajpowany "Tarantino" nie zapowiadał klęski, ale nawet zachęcał do zapoznania się z całym Proxy. Jeśli chodzi o lyriksy, to jakoś nie trafiają do mnie linijki typu: "Wiesz o mnie więcej niż Google", "Chodzę po Tesco i myślę o seksie" czy "Śniło mu się, że życie to pasek ładowania" – miało być świeżo i intrygująco, a wyszło jakoś sucho i schematycznie (mamy 2016 rok!). Natomiast MUZYCZNIE mamy pop-rock z dużą ilością klawisza i całkiem miłym basem, choć jest dość bezpiecznie, bez przebojowych zrywów i z bardzo ograniczoną zawartością hooków (choć są: np. w "Tesko" gdy Julia śpiewa "chyyyybaa kręęęęci mnieee KA-PI-TA-LIZM"). No i jest jeszcze powtarzająca się maniera akcentowania ostatniej sylaby w wersach, która z czasem nieco irytuje, choć ostatecznie wokalnie jest okej. Tak jak cała płyta, której nie można jakoś konkretnie zdissować, ale też nie można znaleźć argumentów świadczących o jej znakomitości. Czyli trochę ŚREDNICA. –T.Skowyra