Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Udana zapowiedź Familiar Touch rozbudziła apetyt na całkiem solidny materiał. I w sumie nie ma powodów do narzekań – kanadyjskie trio na tegorocznym albumie udanie rozwija wątki podjęte na Perpetual Surrender. Wciąż mamy dużo melancholijnych synthów przetworzonych przez chillwave'ową wrażliwość, szczyptę r&b i downtempo. Pop-ambientowa konwencja nie uległa wielkim zmianom, ale to wcale nie jest jakaś wielka wada Familiar Touch. To co najciekawsze, to właśnie drobne przesunięcia w obrębie dobrze znanych form (bonusowe post-disco w końcówce "Slipping Away"). DIANA to taka odmiana "indie popu", którą prezentuje choćby Yumi Zouma czy TOPS w ich wolniejszych kawałkach (np. "Outside"). Patrząc z innej perspektywy, kontynuuje i rozwija stylistykę ejtisowej balladowości opartej na czasem delikatnych, a czasem majestatycznych synthach. Pozorna skromność kompozycji zawsze jest wyrównana ciekawymi motywami, jak np. balearycznym basem, czy chwytliwym hookiem. Familiar Touch odbieram trochę na tej samej zasadzie co twórczość Sade – lekka zmiana nastawienia do "piosenkowości" pozwala ulec tej rozkosznej, często repetycyjnej mgiełce. I znowu się udało. –J.Bugdol