Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.

Aż czternaście lat były lider Talking Heads kazał nam czekać na swój nowy, solowy album. Co prawda w międzyczasie nie próżnował, czego dowodem są udane współprace muzyczne z St. Vincent i Fatboy Slimem czy liczne publikacje literackie (szczególnie polecam książkę How Music Works). Byrne do muzyki zawsze podchodził z dystansem, co z reguły wychodziło mu na plus. Niestety, żeby docenić jego nowy projekt, samemu potrzeba duużo dystansu. Album jest równie błyskotliwy, śmiały i beztroski, co przestarzały i mdły. Nawet maestro Brian Eno, odpowiedzialny za produkcję, nie jest w stanie uratować tych utworów. Szczególnie niezręcznie słucha się momentów, w których Byrne nieudolnie wznosi się na wyższe rejestry wokalne. Wielka szkoda, że wśród tej palety manierycznych i przewijalnych utworów, dopiero pod koniec robi się naprawdę ciekawie. "Everybody’s Coming To My House" z zaraźliwym groovem to pewniak koncertowy, a "Here" jest wciągającą codą i świetnym zakończeniem dla tego bardzo nierównego albumu. –A.Kiepuszewski
PS. Piątka z plusem dla osoby, która zrozumie o co chodzi 65-letniemu artyście, w tekstach typu "Kurczak myśli w iście tajemniczy sposób" czy "Umysł jest gotowanym ziemniakiem na miękko".