Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Czego można oczekiwać od budzących się po latach wydawniczej śpiączki Chavez? Napiętych, orbitujących wokół świetnej sekcji (James Lo na perce, tradycyjnie szacuneczek) riffów, laurek dla Spiderland, math-rockowej kanciastości, zachowującej jednak szacunek dla stadionów świata. Na tej trzyutworowej EP-ce Nowojorczycy serwują to wszystko w oparach najntisowego, pół-amatorskiego vibe'u, a jednocześnie na tyle zręcznie i konkretnie, by Cockfighters z czystym sumieniem nazwać zaskakująco smacznym powrotem indie-dinozaurów. Się poleca, się słucha. −W.Chełmecki