Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Kirby (znamienna ksywa Dementia) nie od dziś ma obsesję na punkcie tego jak funkcjonuje niedoskonała pamięć i stara się przełożyć tę wizję na język ambientu. Everywhere At The End Of Time podobnie jak poprzednie albumy eksploruje m.in. stare gramofonowe nagrania z lat 20. i 30. Sample są zapętlane, zamazywane, pierwotne piosenki wymykają się spod kontroli, gdzieś gubią się wokale, nie wiadomo w końcu czy to prawdziwa, czy może zmanipulowana nostalgia człowieka chorego na Alzheimera, który być może przeżywał swoją młodość przy muzyce Layton & Johnston.
Bardzo łatwo uległem złudnej nostalgii Everywhere At The End Of Time. Album świetnie wpasowuje się w długie jesienne wieczory, ale niestety nie wnosi raczej nic nowego do dorobku The Caretaker. To skromna kontynuacja i w większości powielenie pomysłów An Empty Bliss Beyond This World. Póki co wygląda na to, że konwencja przyjęta przez Kirby'ego jest dosyć ograniczona i kurczowe trzymanie się jej może skutkować nagrywaniem ciekawej, ale wciąż tej samej płyty. –J.Bugdol