Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Zespół, który do niedawna konsekwentnie mi umykał, dziś wyrasta na cichego bohatera wiosny, odczarowującego złośliwość codzienności niczym tulipany przy biedronkowej kasie. Po świetnym ”Multi-Love” Ruben posuwa się o krok dalej i ostatecznie potwierdza, że wyraźna, acz nienachalna przebojowość poprzedniego singla to część większego planu, który z sukcesem wydają się realizować też Tame Impala. ”Can’t Keep Checking My Phone” to piosenka (no właśnie, tylko i aż piosenka) przejrzysta jak kropla Beskidu: trochę Tarantino, trochę Off The Wall, trochę Greenspan. Zwrotka−pre-chorus−tradycyjny do granic refren pomnożone przez dwa i po sprawie. Co słyszysz, to twoje. Moja jest tu przede wszystkim zwrotka, która w swej strukturze odsyła mnie, przy oczywistych różnicach i wagowej dysproporcji, do ”The Working Hour” Tears For Fears i ”Be Still” Violens, choć proszę nie kazać mi tłumaczyć dlaczego. Wszystko to zacne skojarzenia i nie wstydzę się przyklasnąć z uznaniem. Na niezobowiązującą potańcówkę w cieniu kwitnących mirabelek jak znalazł. −L.Bielińska
Słucham sobie coś na Spoti, aż tu nagle w ramach reklamy wjeżdża Edyta Górniak i poleca edit swojego singla "Glow On". I okazuje się, że Dustplastic całkiem zajebiście podeszli do tematu. Typy w komentach na YouTubie wskazują na podobieństwo do Random Access Memories i mają trochę racji, bo faktycznie jest tu sporo z estetyki lat 80. (nie wspominając o okładce). Tak czy inaczej, producencki duet remiksuje trochę w stylu dawnego Aeroplane − wiedzą, co to groove, mają wyczucie do zmian akordów i jeszcze potrafią to wszystko powiązać z fajnymi melodiami i wokalem. Czyli co, jeden z polskich singli roku? Na luzie. –T.Skowyra
O tajemniczym duecie z Francji, prawdopodobnie z Rennes, jeszcze niewiele wiadomo. 2015 to rok, w którym mamy usłyszeć jeszcze jakieś nowe rzeczy i jest na co czekać. "Quite Like" wpisuje się w poważany przez nas trend prezentowania przejrzystego jak woda źródlana miksu popu i r’n’b. Jest subtelenie, nastrojowo, Francja elegancja. –M.Hantke
Słucham sobie tego singielka i w głowie dopełnia mi się obraz Onry, jako producenta przehajpowanego. Owszem, na każdym albumie Francuza znajdziemy jakiś ripitowalny track, dwa lub nawet trzy, ale umówmy się – nigdy nie wymiótł. Najwięcej mówiło się o Chinoiseries, głównie za sprawą konceptu samplowania wietnamskich pocztówek dźwiękowych. 15 maja wychodzi Fundamentals, mające być zanurzone w przeszłości, w złotej erze hip-hopu, ale patrzące w przyszłość. "We Ridin’" jednak zapowiada muzykę smutnie i nudnie wtórną. –M.Hantke
Wracający po wielu latach amerykański duet Daphne And Celeste oraz Max Tundra w roli producenta? Na papierze wygląda to bardzo fajnie, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że Max jest obecnie w całkiem niezłej formie. ”You And I Alone” nie jest może tak rytmicznie poszatkowane i pogięte harmonicznie, jak solowe produkcje Tundry, ale i tak bardzo podoba mi się ta producencka wizja londyńczyka. Faktycznie, jest ciut "weird”, jak chce pan producent oraz wielu zachodnich pismaków, ale chciałbym wierzyć, że stoi za tym minimalistycznym popem zajawka Solex, co można dodatkowo odczuć w świetnym refrenie. Plus i tylko plus za taką robotę! –J.Marczuk
Samanthę możecie znać z zespołu Friends, z którym nagrała między innymi popularne “I’m His Girl” oraz z przynależności do obozu Blood Orange. Teraz natomiast pojawiła się okazja, dzięki której możecie zakodować sobie nowe skojarzenie, a mianowicie jej solowe “1 2 3 4”. Warto ten kawałek odnotować ze względu na całkiem udane scalenie popowości wczesnej Madonny i syntetycznego chłodu Class Actress, które miejscami brzmi też jak rozwinięcie muzyki Deva Hynesa (maczał tu palce w aranżacjach) i jej zespołu (basista też się udziela) – czyli mamy dość obfitą sekcję rytmiczną, rdzawo-ejtisową paletę, ale koniec końców też niepotrzebne rozwodnienie kompozycji. Dobrze mi się tego słucha, ale gdyby nie środek numeru i ekspansja padów-chórków, które rozpuszczają to, co powinno nas tu teoretycznie kręcić, mógłby powstać bardzo konkretny popowy track. –K.Pytel
Kto z Kanye przestaje, ten potem wypuszcza utwory nie tylko będące jednym długim quasi-samplem – tu mamy do czynienia z piosenką D.J. Rogersa – ale też kontrowersyjne od strony produkcji, bo drastyczna ostrość, żeby nie powiedzieć deformacja, brzmienia “Ryderz” także jest tu czymś znamiennym i raczej nieprzypadkowym. Kolejna zapowiedź Lantern, drugiego albumu HudMo, stanowi krok w bok, ale całkiem interesujący, jeśli weźmiemy pod uwagę element albumowości czy konceptu. Brytyjczyk ma nowy singiel, a ja mam nowe, podejrzanie polsko brzmiące słowo do spółki z Kieszą. –K. Pytel
Trochę zbieram szczenę z podłogi. Muzycy Jagi wciąż malują piękne pejzaże, ale tym razem idą o krok dalej, dorzucając do inspiracji Tortoise, Methenym i Reichem jeszcze jeden ważny zespół. Chodzi mi mianowicie o zespół Yes. Od dawna nie słyszałem takiego blisko dziewięciominutowego wymiatania (Martin Horntveth jest tutaj niczym Bill Bruford, mówię wam) dodatkowo wspartego znakomitym wyczuciem melodycznym. Dzieje się tu "dużo za dużo", wrażeń starczy na więcej niż kilka (kilkanaście?) przesłuchań, natomiast Norwegowie już mogą cieszyć się wysokim miejscem w mojej prywatnej czołówce najbardziej wyczekiwanych albumów tego roku. Poprzeczka jest zawieszona wysoko, bo What We Must oraz wydany w 2010 roku One Armed Bandit to znakomite krążki, ale po takiej zapowiedzi, jak "Starfire" jest duża szansa, żeby ją przeskoczyć! –J.Marczuk
Drugi singiel brytyjskiej bandy synthpopowych geeków, który zapowiada ich nadchodzący, szósty w karierze album Why Make Sense?, niczym mnie nie zaskakuje. Produkcja jest, owszem, nienaganna, wokale ładnie kołyszą, końcówka całkiem daje radę, ale ostateczny efekt jest taki, że wszystko jest tu nieostre i w konsekwencji po pięciu minutach już nie pamiętam o tym numerze. Może po raz kolejny brakuje Brytyjczykom hooków, które zresztą ostatnimi czasy (od drugiej płyty, hehe) średnio im wychodziły i inni ze Zjednoczonego Królestwa robili to znacznie lepiej (Friendly Fires, anyone?). Wszystko możliwe. Na pewno rzucę uchem na ich nadchodzący krążek z recenzenckiego obowiązku, ale czy odnajdę na nim bardziej udane numery? Śmiem wątpić.–J.Marczuk
Duet Kruczyński-Kamiński nie spuszcza z tonu. Tym razem panowie zabierają nas na zwariowany kurs nocnym tramwajem, osadzając nostalgiczne klawiszowe tło na miarowym, jednostajnym rytmie bitu i świdrującym, w nieskończonośc powtarzanym motywie synth-basu. Sporadyczne gitarowe szapnięcia jedynie potęgują paranoję i koniec końców "Ostatni Kurs" to "Strzeż Się Tych Miejsc" 2015 roku, a przy okazji kolejny świetny utwór Ptaków – nie mogę się juz doczekać ich Przelotu. –W.Chełmecki