
Przegląd najciekawszych muzycznych premier ostatnich sześciu miesięcy 2023 roku.
Dobry, a właściwie idealny moment na takie numery, bo w końcu mamy lato. A popełnił go zupełnie nieznany duet z Amsterdamu, który na razie szuka popularności na SoundClodzie. Mogę powiedzieć jedno: jeśli ich oferta będzie zawierała tak fajne, taneczne kawałki z r&b naleciałościami, jak "Rebound Feels", który trochę przypomina mi o Elektrenice, a trochę o Free Lisy Show, to ich wartość będzie rosła szybko, a przynajmniej powinna. Zapodajcie to na imprezie na świeżym powietrzu albo wrzućcie do swojej plejlisty: niech czyni swoją powinność. –T.Skowyra
Nieoczywiste hołdy zawsze spoko, dlatego pamiętając kameralny występ D'Angelo u Fallona dziś zrobimy sobie dobrze przy próbie naszego ulubionego slackera. "It's Gonna Be Lonely" to jeden z pierwszych wielkich momentów Prince'a w moim osobistym katalogu, więc tym bardziej ucieszył mnie ten wybór. DeMarco pozostał wierny oryginałowi w kwestiach aranżu, może chwilami nieco przesadził ze swobodą ekspresji wokalnej, ale ani przez moment nie zniosło go w stronę karykaturalnego przegięcia. "No i fajnie!". –K.Bartosiak
Zastanawiacie się czasem, co porabia nasza ulubiona Australijka? Przygotowuje się do wydania nowego longplaya (Golden ukaże się na początku kwietnia) i wypuszcza kolejne single. W marcu przyszedł czas na "Stop Me from Falling" i co tu dużo kryć: nie za takie piosenki pokochaliśmy Kylie tu na Porcys. Zamiast dance'owego niszczyciela z uzależniającym refrenem dostajemy bazujący na gitarze country, ckliwy stadionowy zamulacz bez treści. I właściwie jestem bezradny, bo nijak nie potrafię wybronić tego numeru – po prostu aż żal słuchać. Dlatego też z przerażeniem czekam na nową płytę (wcześniejsza zapowiedź, "Dancing", to podobny poziom...). Więc jak? "Wszystko będzie dobrze"? "Nadzieja umiera ostatnia"? "Los się musi odmienić"? Fajnie by było, ale jakoś wątpię. –T.Skowyra
"DEMOCRACY CONVERSATIONS ! TAMILS ARE STILL WAITING ! AND NO MY BEATS ARE NOT BETTER WITHOUT MY POLITICX", krzyczy M.I.A. w opisie swojego pierwszego od dwóch lat kawałka. Mnie osobiście jej polityczna krucjata ani ziębi, ani grzeje, ale z takim postawieniem sprawy pełna zgoda - jeśli usuniemy ideologiczną nadbudowę, ten bit nie będzie nawet odrobinę lepszy. Trzeba by go nagrać od nowa. –K.Michalak
Od kiedy plemienne, afrykańsko-tamilskie bity zostały zaprzęgnięte w służbę anty-popowego noise'u, a później egzotycznego popu, ale pozbawionego jakiejkolwiek siły rażenia, multi-kulti M.I.A. przestało być tak świeże. "P.O.W.A" to znów odgrzewany kotlet, choć z drugiej strony, ciężko się do czegokolwiek przyczepić. Jak w "Borders", Maya prezentuje bowiem wypracowaną przez siebie muzykę środka. Jej "new lifeforms" stały się skamielinami – można posłuchać, powspominać i to nawet z przyjemnością, ale lepiej wrócić do teraźniejszości. Szkoda, że gdzieś po drodze wyparowała spontaniczność, a nawijka, która kiedyś bombardowała hookami z dżungli, nie potrafi wyjść poza szkolne "spotkanie kultur". –J.Bugdol
Niemal wszystkie muzyczne media zelektryzował powrót Anthony'ego Gonzaleza. Szanuję kolesia, ale pamiętam, co wyczyniał na Hurry Up, We're Dreaming, stąd info o nowym longplayu przyjąłem dość obojętnie. Natomiast po zapoznaniu się ze zwiastunem Junk, trochę zaczynam mieć cały ten comeback w dupie. Co to ma być? Intro "Do It, Try It" to jakaś parodia-padaka, podniosły refren boli niemal fizycznie, a śmieszno-pretensjonalny przerywnik na 1:51 jasno daje do zrozumienia, że Gonzalez jest totalnie zagubiony jak dziecko we mgle. Cóż mogę dodać? Nie warto było zrobić nic... co by... się... –T.Skowyra
Jeżeli pseudonim MC Silk wam nic nie mówi, to już spieszę z pomocą: to jest właśnie ten typ odpowiedzialny za klip, w którym biega po świecie i rapuje w siedmiu językach udając przy tym Eminema. Ba! Robi to prawdopodobnie lepiej niż najlepszy biało-czarny raper na świecie, o czym informują nas najbardziej lajkowane komentarze na Youtube ("Eminem płakał jak oglądał", "Mało kto by potrafił tak utrzeć nosa Eminemowi" i takie tam). Jakiekolwiek insynuacje tego typu uważam za nadużycia i to takie powalone, chociaż właściwie jestem sobie w stanie wyobrazić cieplutkie uczucie, które rodzi się w serduszkach tych wszystkich lajkujących ludzi – dokładnie wiecie o kim mówię. MC Silk nowym kawałkiem wzbija się na wyżyny pretensjonalności, tworząc kiczowatą, dosyć rozpaczliwą pseudo-inteligentną ocenę gatunku ludzkiego w XXI w., robiąc przy okazji coś w stylu tribute to Stanisław Lem. Wersy typu "Choć zawsze jest właśnie teraz, teraz nie będzie już nigdy, zawsze" albo "Chcesz powiedzieć, że w środku umierasz? Wykup baner z gołą babą." wywołują we mnie mieszankę litość i trwogi, co według Arystotelesa jest parą odczuć świadczącą o jednoznacznej tragedii. Chciałam na koniec dodać jedno dobre zdanie i posłużyć się słowami klasyka, że to "chujowa zwrota zajebana pod dobry bit", no ale niestety. –A.Kiszka
Lata temu to Madvillainy otworzyły dla mnie furtkę do świata rapu, mam więc do tej płyty i tego duetu ogromny sentyment. Pomimo swojej legendy, nie doczekał się jednak nigdy kontynuacji, a drogi tych wirtuozów, słowa i MPC, rozeszły się i jedynie sporadycznie znów się przecinały. Teraz niemal znikąd atakują ponownie, puszczając nowy kawałek. Po co? Aby promować kolekcjonerską figurkę. Serio? Nie mam pojęcia o co chodzi, ale jeśli każda taka akcja pociągać będzie za sobą nowy numer, to jestem gotów na całą kolekcję zabawek. A jak się on sam w sobie prezentuje? Wybornie, bo choć może nie dorównuje on poziomem wspomnianemu już klasykowi, to zawsze dobrze jest usłyszeć DOOMa w formie. Gdyby to miało zwiastować powrót, w co szczerze wątpię, to daje to nadzieję, że nie skończyłoby się podobnie do, nomen omen, Avalanches. A jak ktoś jest zainteresowany tym przedsięwzięciem, to zapraszam tutaj. –A.Barszczak
Jest prostacki, w złym guście, głupi, durny, zidiociały, a toczona samoświadoma beka z kiczowatej estetyki Movie Makera i VHS-ów z pierwszej komunii razi swoją przesadną topornością. O prymitywnych progresjach i o szafowaniu najprostszymi motywami, które wprost szantażują słuchacza tanim patosem nie muszę wspominać. Jednym słowem: osobista czołówka tracków roku, gdzie wspomnienie Pikersa na żelazku będzie siedziało w pamięci silniej niż flashbacki z czasów ewakuującego się Sajgonu. Ale jak to? Anakin, świetne epki, nawijki i uznane featy… Luz, w końcu wybór takiej estetyki, oprócz bycia spójną z dotychczasową retard-rapową linią MFC, dość szybko staje się zrozumiały biorąc pod uwagę dziesiątkowe posty Pikersa i to że ostatecznie chłopaki wspólnie wychowali się na WWW stronie, na internetowo-memowym floodzie, a nie na farmazonie, w idealny sposób ucieleśniając cały ściek czegoś, co w normatywnej koniunkturze utożsamiane jest z niefajnością, w tym perkusyjnym przejściu, mogącym na swój kiczowaty sposób symbolizować ten świetny wałek. –M.Kołaczyk
Nigdy nie zachwyciły mnie songwriterskie umiejętności MGMT. U nich zawsze produkcja wygrywała z kompozycją, ale kilka porządnych numerów udało im się sklecić. To było z dziesięć lat temu, a dziś, panowie nie są już w stanie wykręcić hitów, które zawładnęłyby indie dzieciakami. "Little Dark Age" to bezbarwna próba podpięcia się pod zajawkę na retro syntezatory z lat 80., po której prawie nic nie zostaje w głowie. Swoją drogą, gdybym nie znał nazwy wykonawcy, to pomyślałbym że to nowy, niespecjalnie ciekawy numer Justice. Ten posmak dark-electro czy post-punka jakoś średnio mi tu leży, ale przynajmniej refren jest "jakiś", a i te melodyjki poupychane w różnych miejscach całkiem spoko. Czyli kciuk w bok jak nic. –T.Skowyra
Przegląd najciekawszych muzycznych premier ostatnich sześciu miesięcy 2023 roku.
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.