Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Zauważyliście, że ostatnimi czasy często piszemy pozytywnie o nowych polskich numerach? Jeśli nie, to sprawdźcie nasze archiwum i dopiszcie sobie w głowie kolejny zdecydowanie udany numer z naszego chorego kraju. Tych kolesi już powinniście kojarzyć, bo zaprezentowali się z dobrej strony przy okazji singla "Careless", potem była EP-ka Time To Waste, a teraz wracają z nowym numerem i nową panią na wokalu, bo tym razem za śpiew odpowiada Ptakova (w presskicie napisano: "SOXSO, współodpowiedzialna za utwór «Lawina» projektu PIONA") i co warto odnotować – piosenka jest w całości po polsku. A jeśli chodzi o samą "Metaforę", to jest to ten rodzaj polskiego popu, który jeśli leciałby gdzieś w dużej rozgłośni radiowej, to raczej nie zmienilibyście stacji tylko podkręcili głośność. Może nie ma tu jakichś fajerwerków, ale za to są rozgrzewające linie syntezatorów, całkiem nośny refren i naprawdę sprawna produkcja. No i jak ładnie zaśpiewany. Jeśli Women For Hire się nie pogubią po drodze (w co wierzę), to będzie z nich spory pożytek. –T.Skowyra
Słuchając najnowszego singla Japandroids nie mogę się pozbyć skojarzeń z ostatnimi, gorzej niż żenującymi przypałami Stinga, "I Can't Stop Thinking About You", te sprawy. Na pierwszym planie stadionowa, sztucznie napompowana euforia, przy czym nie tak fajna jak na Celebration Rock albo w co lepszych kawałkach Against Me!, tylko całkowicie bez smaku i choćby krzty wyczucia. Czy tak właśnie ma brzmieć pop-rock ery CHVRCHES? Jeśli tak, to ja chyba podziękuję. –W.Chełmecki
Muzyka z H&M, serialu TVN-u, reklamy, dla wychowanego na Trójce, dla studentek polonistyki, gimbazy, czy fanbojów Porcysa – wiadomo, że wszyscy operujemy takimi uproszczeniami, choć to dosyć wkurwiający i dziecinny sposób reagowania na muzykę. Przewrotnie przypadkowe zajrzenie w świat "muzyki dla" może być odświeżające. "Poskładaj Mnie" relaksuje mnie totalnym oderwaniem od modnych brzmień – to jest utwór z pespektywy "ogarniętego millenialsa" (ah te podziały i łatki) zupełnie obleśny. Radiowy pop o reggae'owym wajbie w klimatach hitów z ubiegłej dekady – "Stars Are Blind" i "What's In It For Me" oraz melodii pożyczonej z okropnego "E.T." Katy Perry – rozumiem, że to może nie brzmieć zachęcająco. Ale jest tu po prostu jakaś niezobowiązująca piosenka, która sprawia, że mam ochotę usiąść z kubkiem herbaty i obejrzeć Listy Do M. Kumam jeśli nie chcecie dopuścić do siebie takich myśli, ale dajcie spokój, myślicie, że do końca życia będzie chciało wam się jeździć na jakiegoś OFFa czy inny Audioriver? –K.Babacz
Zapewne wiecie już, że na początku przyszłego roku wyjdzie nowy longplay formacji, której przewodzi Wayne Coyne. A tak się składa, że Flaming Lips już od wieeeeeluuuu, wieeeluuuuu lat nie zawodzą na długim dystansie. Ok, nie nagrywają już może dziewiątkowych albumów, ale zawsze dostajemy od nich świetne MATERIAŁY. I raczej nic się nie zmieni przy okazji Oczy Mlody, bo zarówno "The Castle" (który zapewne sprytnie, na wzór niepozornych zwiastunów Embryonic, stworzy odpowiedni albumowy kontekst) jak i najnowszy, opatrzony klipem nawiązującym do Spring Breakers "How??", wypadają bardzo dobrze. Zwłaszcza ten drugi, przywołujący lodowaty dekadentyzm i pesymistyczną rezygnację The Terror – zimne syntezatory łączą się tu z pełnym smutku i jakże zdrowego patosu głosem Coyne'a oraz całą menażerią produkcyjnych zabiegów, z czego powstaje coś przerażającego, a jednocześnie pięknego. Czyli Flaming Lips w formie, a to sprawia, że oczekiwanie na styczniową premierę zaczyna się mocno, mocno dłużyć. –T.Skowyra
Pamiętacie taki traczek "Turn It Up" Gruma? No ja pamiętam, a Figgy sprawił, że moja pamięć odświeżyła się jeszcze bardziej. Bo "Take It Back" to taka pocztówka z 2010 roku, kiedy to szkocki producent wraz z Bronwyn Griffin z Electric Youth koił serca sierotom po debiucie Madge. W przypadku Figgy'ego za vox odpowiada Angelica Bess ze znanego i cenionego na Porcys Body Language (jbc jest nowa EP-ka od tych gamoni), która wywiązała się z powierzonego zadanka KONCERTOWO. Mamy tu przecież aksamitny wajb, lekko funkującą gitkę, dostojne synthowe pady i błogi refren, który najcudniej frunie w ostatnim obiegu, gdy producent wkleja punkciki ze ścieżki midi. Mówiąc krótko: klawiszowy pop jaki lubię najbardziej. Swoją drogą ciekawe, czy gdyby panowie z Classixx wzięli się za remiks przywoływanego singla Gruma, otrzymalibyśmy właśnie coś w stylu "Take It Back"? Ale to już czysta GDYBOLOGIA, więc daję sobie spokój, bo mi tu ripity stygną. – T.Skowyra
Remiksuje się Todda, remiksuje i Todd. Wyjęty z folkowo-poważkowego albumu Olego Kvernberga, tytułowy numer, zostaje sprawnie przepisany w oparciu o wątki bliskie Norwegowi – Terje we właściwy sobie sposób akcentuje progresywność tkwiącą w oryginale, a że w tej grze jest nie od wczoraj, to wyszła mu solidnie angażująca, lekka przebieżka po samplach i synthach, z filarami w postaci podniosłych smyków i miękkiego basu. Potencjalne dziesięć minut norweskiego dicho przeobraża się w akustyczny, melancholijny joint pisany alfabetem micro-house’u, który rozwija się nie tak doniośle, jak najlepsze długodystansowe numery Todda, ale doskonale ogrywa zastany pakiet aranżacyjny, zachowując delikatność pierwowzoru. Terje precyzyjnie zagrywa wciąż do środka, ale stara się nie porządkować przestrzennych cykadełek na jednej linii, żeby nie utracić tego spokojniutkiego, lekko podniosłego klimatu leśnych nucanek. Wszystko zamyka się w trybie kontrolowanej metamorfozy, bez ekstaz i wyskoków. Idzie to niby po linii natchnionego 4/4, ale skrzypce i wokale rodem z TV On The Radio sytuują kawałek daleko poza jasno określonym nawiasem. Bite kilkadziesiąt odsłuchów za mną, a ja nadal się nie nudzę. –K.Pytel
Co prawda "Blood On Me" śmiga już w obiegu dobre dwa miesiące, ale zbliżający się występ Brytyjczyka w warszawskich Hybrydach jest podręcznikową wręcz okazją, by wypełnić tę lukę w archiwum. W swoim najnowszym jak dotąd kawałku Sampha łączy afrykański vibe TV On The Radio z czasów, kiedy byli jeszcze fajni, z eschatologiczną neurozą po linii Thundercata. Nakreślone w warstwie litycznej lęki uwypuklone są przez drone’ujący chórek i paranoiczny, wyśpiewany drżącym głosem hook refrenu – hook na tyle nośny, by tkwił gdzieś z tyłu głowy przez cały dzień. Debiutancki longplay artysty ma ukazać się 3 lutego 2017 roku – niech "Blood On Me" będzie kolejnym argumentem, by datę tę wynotować sobie w kajeciku i podkreślić kolorowym szlaczkiem. –W.Chełmecki
Kimbra zdobyła największy fejm dzięki nieco zapomnianemu już dziś songowi z Gotye, ale dopiero później zaczęła tworzyć rzeczy warte sprawdzenia. Tak było w fajoskim "Miracle", gdzie swoje na basie dograł Thundercat, a jakiś czas temu Nowozelandka zapodała nowy singiel i powiem szczerze, że takiego popu to ja mogę słuchać. A to głównie dlatego, że "Sweet Relief" został stworzony we współpracy z Redinho. Może przytoczę słowa Kimbry o tej kooperacji: "I'm a big fan of Redinho's work. We made this track together in London. It highlights our shared love of warped funk and groove royals like Prince and Janet Jackson". No i wszystko jasne, bo kawałek faktycznie pomyka po osi prince'owskiego vibe'u i jeśli dziewczyna postanowi kontynuować ten wątek, to mogą z tego wyjść ciekawe rezultaty. I jeszcze jedno: w idealnym świecie właśnie tak brzmiałoby SPOTKANIE Parkera i Gagi. Tymczasem słucham se Kimbra, a ty słuchasz Carly. −T.Skowyra
Nie przypominam sobie, żebym ostatnio natknął się na równie intrygujący utwór w polskiej muzyce. Kalina Hlimi-Pawlukiewicz, aktorka występująca między innymi na deskach Teatru Studio, a telewidzom szerzej znana z roli Weroniki w Barwach Szczęścia, z pomocą niezawodnego Maksymiliana Skiby nagrała naprawdę nietuzinkowy, nadwiślański pop. Niby wszystko jest tutaj rozpoznane. Patos syntezatorów, ejtisowy ubaw po pachy, tereny głęboko eksplorowanej polskiej muzyki pod patronatem duetu Ptaki – te skojarzenia są raczej jednoznaczne. Tylko to nie do końca jest podany w downtempo utwór spod znaku “kochamy polskie piosenki”. “Nawet Jeśli” wyrywa się z klubowego uścisku, ale równocześnie odcina się od formuły piosenki autorskiej, pomimo silnego skrętu na liryczność i budowanie liniowej narracji. Kalina wie, gdzie zadzwonić po dobrą produkcję i nie w głowie jej jakieś dragi. Wie jak ominąć synthpopowe, radiowe i sceniczno-literackie mielizny. Może i łatwo byłoby ugrzęznąć w tym powolnym obiegu raptem garści prostych akordów, ale Max po mistrzowsku spiętrza aranż i wyprowadza numer na bezpieczne wody cyfrowej nostalgii, a osobliwe vibrato na rotacji też przecież nie razi. Gdy Kalina śpiewa “Wolno płynie czas”, numer już bezsprzecznie chwyta mroźnymi chórkami i giętką sekcją rytmiczną, odsłaniając całą masę dobrego. Daje plusa na dobry początek i poczekam na zapowiadane więcej. –K.Pytel
Źle się dzieje w państwie świętokrzyskim. Borixon odpalający młodemu szluga (1:06), to symboliczne przekazanie "pałeczki" jest przerażające w dwójnasób – nie dość, że rzekomo to ten smarkacz ma kontynuować linię programową kieleckiego Króla Życia, to na dodatek splugawienie (brzmi poważnie, ale nie bójmy się tego słowa) absolutu w postaci "Papierosów" odbywa się za pełną aprobatą autora oryginału. Nie mam nawet siły szydzić z okropnej stylistyki jaką posługuje się ReTo, jak bardzo mnie odpycha ta nadęta, beztreściowa przewózka pozbawiona czegokolwiek fajnego.
Szkoda mi czasu na rozpływanie się, jak smutno mi się robi, gdy widzę, że takie gówno w kilka tygodni zbiera niemal cztery miliony wyświetleń. O ile Borygo "nie miał czasu na fajne refreny", to, zapewne istotnie w pośpiechu rzucił jednym z najbardziej uzależniających, chwytliwych chorusów polskiego podwórka, tak nikt mnie nie przekona, że to absolutnie obrzydliwe, paskudne coś, pełniące tę rolę w remixie, mogło powstać na poczekaniu. Tak niegodziwej, szkaradnej, rzeczy nie tworzy się od tak. Brak mi słów. Nie jest wesoło, to raczej smutne, a ja pstrykam pojarą i wsiadam do środka. –A.Barszczak