Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Pamiętacie Walter Sobcek? Duet skrócił nazwę, ale to nadal Paryżanie ciałem, lecz Kalifornijczycy duchem i wciąż brzmią jak oglądanie filmów Johna Hughesa po dobrych kilku latach. I chociaż ich nowy kawałek to nie ten sam kaliber, co zjawiskowe "Miami", to przecież tak kojącym, zwiewnym nu-disco nie zwykłem wzgardzać. "Calendar Girl" to nostalgia na synthowych skrzydłach i powiew bryzy na twarzy po ciężkim sezonie. Biorę w ciemno. –W.Chełmecki
Dla wszystkich tych, którzy zawiedli się nowym krojem Aluny i George'a mam dobrą wiadomość. Nao wstrzeliwuje się ze swoim nowym numerem wprost idealnie. "Skoro płaczecie i narzekacie na brytyjskie duo, to słuchajcie mnie" – tak można by odczytywać komunikat zamieszczony w "Fool To Love". Bo nie ma wątpliwości, że wokal dziewczyny nie tylko wprost imituje śpiew Aluny, ale jeszcze sama piosenka przypomina radosne, zaopatrzone w fajne refreny tune'y z Body Music. Nie wiem, jak długo uda się jej polecieć na tym patencie, ale jeśli wystarczy songwriterskich umiejętności i hooków, to może być całkiem ciekawie. –T.Skowyra
Niemal wszystkie muzyczne media zelektryzował powrót Anthony'ego Gonzaleza. Szanuję kolesia, ale pamiętam, co wyczyniał na Hurry Up, We're Dreaming, stąd info o nowym longplayu przyjąłem dość obojętnie. Natomiast po zapoznaniu się ze zwiastunem Junk, trochę zaczynam mieć cały ten comeback w dupie. Co to ma być? Intro "Do It, Try It" to jakaś parodia-padaka, podniosły refren boli niemal fizycznie, a śmieszno-pretensjonalny przerywnik na 1:51 jasno daje do zrozumienia, że Gonzalez jest totalnie zagubiony jak dziecko we mgle. Cóż mogę dodać? Nie warto było zrobić nic... co by... się... –T.Skowyra
Tak często nazywano Kate "brytyjską Arianą Grande", że coraz bardziej zaczyna się w nią przeistaczać, a w "Be Without You" do przejmowania zaśpiewów i manier wokalnych bardziej popularnej koleżanki dokłada jeszcze domieszkę inspiracji Aguilerą. Wyprodukowany przez MNEKa numer może niczym wyjątkowo nie zaskakuje i przegrywa starcie z "Keeping You Up", ale brzmi jakby został napisany specjalnie po to, by przyznano mu na Porcys łapkę w górę. Chwytliwego popu i dobrych refrenów nigdy za wiele, więc warto przy okazji najnowszego singla KStewart przetestować wprowadzoną niedawno na YouTubie opcję "odtwarzania w pętli". –P.Ejsmont
Kanadyjski skład balansujący na granicy post-hc i hałaśliwej (momentami) "kinder" punk rockowej alternatywy postanowił się wreszcie nieco bardziej określić. Dziś grają trącący garażem power-pop i wykręcają jedną z najfajniejszych melodii w swojej historii, bo nie przypominam sobie na Deep Fantasy ani jednej tak dobrej konstrukcji mostek-refren (notabene niesamowicie catchy – "Baby, you’re weak, baby, you’re starving / the star will melt, she’ll melt"). Faktycznie jest to trochę słabsze wydanie Pretty Girls Make Graves wymieszane, jak kolega Wojtek Sawicki słusznie zauważył, z "cure'owską" fantazją (począwszy od 2:17), ale ta mała wolta dobrze rokuje na przyszłość. Premiera Paradise już na początku maja. –W.Tyczka
Hendrik Weber zdradzał w wywiadach, że nowa płyta zrealizowana pod aliasem Pantha Du Prince będzie mocno "człowiecza" w porównania z poprzednimi dokonaniami artysty ("I wanted to cut through the digital dust that surrounds us"). Singiel promujący The Triad zdaje się potwierdzać tę tezę. Jaśniejsze, silnie taneczne oblicze minimalu Niemca z okresu współpracy z The Bell Laboratory spotyka tu kojące partie rozmytego wokalu Scotta Mou. Pierwsza tak ciepła i błoga zima w dorobku artysty, a zarazem strzał w dziesiątkę jeśli chodzi o dobór promującego nadchodzące wydawnictwo utworu. Mamy na co czekać! –W.Tyczka
Primal Scream promują swój nowy album Chaosmosis, który ukazać ma się już w marcu tego roku, singlem z gościnnym udziałem Sky Ferreiry. Zestawienie bandu dowodzonego przez ponad pięćdziesięcioletniego Gillespiego z młodą artystką nie okazuje się jednak zbyt przekonujące i nie chodzi tu jedynie o różnicę paru pokoleń. Wokalny dialog w zwrotce wypada mocno przeciętnie, a przez wysunięcie go na pierwszy plan, męczy jeszcze bardziej. Kawałek wyciąga nośny refren, w którym nawarstwiają się całkiem zgrabne basowo/synthowe motywy, na tle których wokaliści w końcu przypominają sobie, że śpiewają tu razem i zaczynają brzmieć wyraziście. Na koniec dostajemy jeszcze krótką gitarową solówkę i wyciszenie z wyeksponowanym akustykiem. Na przestrzeni tych niespełna czterech minut dzieje się więc sporo, ale niestety nie zawsze dzieje się dobrze. –S.Kuczok
Zdarzyło mi się już zaznaczyć moje fanbojstwo dla tego urwipołcia w rekapitulacji, ale być może nie było mnie słychać, to powtórzę jeszcze raz: koleżka jest absolutnie nieprzeciętny i jeśli tak ma wyglądać "SOME SHIT I MADE FUCKING WIV MY LIVE SET" to boję się pomyśleć, jak mogłaby brzmieć jego muzyka po pełnym rozwinięciu skrzydeł. Teoretycznie jest to powtórka z rozgrywki i wariacja na temat zeszłorocznej EP-ki, szczególnie "Gold Coat" (ponownie głosu użycza cushee), ale ciągle jest to kosmiczny poziom i muzyka tak wyjątkowa, że naprawdę nie wiem czy kiedyś słyszałem coś podobnego. Wątki takie jak wonky, glitch, bubblegum pozostają jedynie wątkami i mało konkretnymi tropami, bo dźwiękowe uniwersum tego młodego Brytyjczyka jest czymś całkowicie odrębnym. PS: Utwór może niedługo zniknąć z Soundclouda, więc ściągajcie póki jest to możliwe! –A.Barszczak
Medialne wzloty Azealii Banks to sfera nieporozumień wymagających trzeźwej analizy. Ta piłka skutecznie ten problem ominie, bo chociaż aferki się zdarzają, to jeśli cierpi na nich wizerunek Amerykanki – słusznie czy nie – to w jej muzyce większych nieporozumień raczej nie zauważam. Taki koncyliacyjny wstęp posłuży mi więc do tego, żeby swobodnie połączyć na przykład wątek beefu z Disclosure z doskonałym przystosowaniem raperki do muzyki tanecznej (na albumie mamy chociażby “Desperado”, ale sprawa jej talentu na tym polu jest ogólnie wiadoma). Po mało oczywistym debiucie artystka szykuje się do następnego ruchu, wypuszczając opierający się na klasycznym housie “The Big Big Beat”. Jakby wzięte z Debutu Björk i Storytellera Crystal Waters zarazem. Sampel z Notoriousa to delikatnie rejony clickbaitowe, ale jakoś szczególnie mnie nie razi, a całość przygotowana przez szerzej nieznanego An Expresso w charakterze podkładu dla wszechstronnej panny Banks (mind śpiewane partie) wypada bardzo porządnie, więc po raz kolejny daję jej plusa. To co? Szykujmy się na więcej Azealii w tym roku. –K.Pytel
Mikael Seifu kontynuuje swoje ekskursje wzdłuż etiopskiego folkloru, tym razem w bardziej antycznym i surowym w wydźwięku wydaniu. "How To Save A Life" to rytualne zagrywki i improwizacje przy pomocy tradycyjnych afrykańskich instrumentów, których za cholerę nie potrafię nazwać i tylko delikatny rys zelektyfikowanej nowoczesności. Jest w tym wszystkim jakaś pierwotna dzikość, nerw, jaki zazwyczaj towarzyszy zaledwie naszym wyobrażeniom o takiej muzyce, oddzielający rzeczywistą fascynację od bezrefleksyjnego obskurantyzmu i sprawiający, że słucha się w niekłamanym skupieniu. Nie tak dobre jak "The Lost Drum Beat", ale wciąż bardzo dobre. –W.Chełmecki