Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Zniknął na kilka lat, ale najwyraźniej się rozochocił, bo w zeszłym roku wydał longplaya, a dziś wypuścił następny kawałek, być może zapowiadający kolejny album. Co ciekawe, odechciało mu się tym razem smęcić, jak na Morning Phase, i postanowił uderzyć w bardziej przebojowy rewir popu. Pierwsze komentarze wskazują na podobieństwa do Tame Impala (początkowy riff czy pre-chorus), więc niby wszystko idzie w dobrym kierunku. Szkoda tylko, że nie zostałem powalony tym ekstatycznym chorusem, który tak naprawdę wcale nie jest taki mocarny, jak mogłoby się wydawać. Ale spokojnie, to dopiero pierwszy singiel, więc mam nadzieję, że w temacie nowego dłuogograja Becka będzie już tylko lepiej. –T.Skowyra
Czasy są dzikie. Niesławna skandalistka, satanistka i muza Donatana nagrywa rapsy. Czy to nie brzmi jak pułapka? Ale ej, ej, posłuchaj. Ten idiotycznie głupi tekst położony zdradzieckim autotune’em na generycznym bicie niejakiego Jankes Plane Machine’a doprawionym jednym z najgorszych dropów, jakie słyszałem, w praktyce okazuje się niesamowicie zaraźliwym czymś. Jeżeli istnieje jeszcze coś takiego jak guilty pleasure, to nie wiem, czy jest lepszy przykład tego zjawiska. "Schowajcie swoje lęki" i bawcie się dobrze. Dzień dobry, szczęść Boże. –A.Barszczak
Wypowiadając się na temat Shury, stoję na przegranej pozycji, bo jakiś czas temu w słynnej SMS-owej rubryce pewnego portalu zostało już wszystko powiedziane w kwestii muzyki Aleksandry Denton ("Shurałbym na parkiecie", "Shura butami"...). Co ja mogę? No nieźle sobie dziewczyna radzi, ładnie kładzie wokal na wydelikacone nu-disco tło, tylko trochę nie potrafię się zbyt przywiązać do "White Light" (a słyszycie tam w drugiej części "Reckonera"?). Mogę tylko skończyć tę piłkę jeszcze jednym cytatem, za to idealnie trafiającym w sendo: "Szura, przyjemnie szura, ale nic z tego nie wynika". –T.Skowyra
Widzę, że Dornik wciąż zasłuchuje się we wczesnym Jacko. I bardzo dobrze, bo potrafi z takich sesji wyciągnąć wnioski. "Drive", to kolejny kawałek potwierdzający, że typowi łatwo przychodzi układanie zgrabnych, popowych motywów. A już w sierpniu ten gamoń wypuszcza cały album (na którym znajdzie się chociażby jego najbardziej znany numer, czyli "Something About You"), i powiem wam, że nawet trochę czekam, bo jeśli utrzyma poziom na całej długości, to jest spora szansa na siódemkową płytę. Co najmniej. –T.Skowyra
Jak lekko refren się tu podrywa z tego przyjemnego i prostego podkładu, w zasadzie niczego nie zmieniając w kwestii kompozycji. Unosi się wraz z wokalami Elizabeth Harper, poprzedzony krótką pauzą i wzbogacając bas delayem, a potem wraca do punktu wyjścia. Niby nic się nie stało, a tyle radości. I Mess Kid, i Moroder maczali tu palce, ale chociaż ciężko rozstrzygać, kto gdzie, to i tak cieszy mnie myśl, że ta miła, frywolna piosenka z nadchodzącej EP-ki “Movies”, zaskakuje witalnością, której pod koniec jeszcze więcej wyciska, dając do myślenia tuzinowi o pół wieku młodszych od Giorgio synth-popowców. –K.Pytel
Raczej nie mogło się to nie udać. Jessy Lanza w kolejnej w ostatnim czasie kooperacji – tym razem pośród ziomów z Teklife – bardzo daje radę. Spinn i Taso dali się ujarzmić Kanadyjce i powoli, sugerując gdzieniegdzie gangsterski rys, składają wspólnie zaskakująco stonowany track. Wygląda nieco jak wariacja “Gunshotta” T. Stewarta pijąca do Keleli, ale jednak jest wyraźnie powściągliwy i podany po Lanzowemu, w typie “Kathy Lee” czy “Pull My Hair Back”, potwierdzając talent przedstawicieli labelu z Chicago. Może coś więcej od tych trojga? –K.Pytel
Myślałem, że Abel Tesfaye wciąż wypuszcza swoje "intymne jointy", których raczej nie ma co sprawdzać, a tu gość mnie trochę zaskoczył. Zamiast zamulającego alt-r&b czy czegoś takiego, Weeknd wezwał Maxa Martina i przy jego pomocy wycisnął coś, co wypada całkiem w porządku, stawiając na bardziej dance'ową optykę. Wiadomo, nie wydarzyło się tu nic nadzwyczajnego, ale "Can't Feel My Face", to lepsze od podlizywania się gimbusom. No i może Chapter III, czyli zapowiadany longplay, nie będzie tym, z czym wcześniej kojarzył się wszystkim ten kolo. –T.Skowyra
Całe to szaleństwo z PC Music trwa. A od momentu pojawienia się "Hey QT" wszystko znowu się pozmieniało, bo oto ta przedziwna "muzyka internetu" zaczęła domagać się obecności w mainstreamie. Mieliśmy już SOPHIE produkującego Madonnę, a chwilę temu reklamującego wraz z Liz Samsunga, więc to wszystko się powoli nakręca. Tymczasem gdzieś na SoundCloudach już czają się kolejni producenci z marzeniami o wskoczeniu do głównego strumienia, posiłkujący się tą samą estetyką. Takim gościem jest Alfie Casanova, który postanowił zsamplować FKA twigs i przykleić jej idom PC Music, a dodatkowo w to wszystko władować house'ową stabilizację. I to faktycznie działa, bo da się wyczuć szczyptę nowości w pomału kostniejący format oficyny A.G. Cooka. Dla chętnych jest jeszcze trochę przekombinowany kawałek "Natural", ale też można sprawdzić. −T.Skowyra
Każdy, kto słuchał The Water[s] wie, że Mick Jenkins nie lubi grać na pół gwizdka. Najnowszy, drugi już w hierarchii opublikowanych dotychczas singli zapowiadających dziesięcioutworową EP-kę [W]aves utwór mocno odwołuje się do debiutanckiego mixtape'u i potwierdza, że zaangażowany społecznie rap nie musi dziś mieć wyłącznie twarzy Kendricka Lamara. Nie bez znaczenia jest tu wkład producenta – Kaytranada odłożył na bok klubowe inspiracje i wyprodukował bazujący na gitarowym loopie, klasycyzujący bit, który bez problemu znajduje wspólny język z imponującą aliteracją gospodarza. –R.Marek
Właśnie za sprawą takich cudownych, przywracających wiarę i oddech piosenek Kamil Bednarek jest dla dziesiątek tysięcy Polaków istnym łącznikiem z Bogiem, ambasadorem miłości oraz wzorem na pozostanie prawdziwym, autentycznym ARTYSTĄ w czasach, gdy radiowe playlisty przejęły maszynowo produkowane przez programy komputerowe gnioty, które absolutnie nic nie mają słuchaczowi do przekazania. Aż się robi ciepło na serduszku. Kamil, pozostań sobą! –W.Chełmecki
P.S. Niezłe ciacho z tego Kamila. <3