
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.
Nowy singiel UMO zdaje się zapowiadać jakiś nowy kierunek, który obrali sobie chłopcy z Portland. Jaki dokładnie, okaże się w maju, tymczasem już wiadomo, że nie każdemu diehardowi grupy musi się on podobać. Słyszymy tu bowiem lekko skwaszonego Bruno Marsa o całkiem sporym potencjale radiowym, w sensie, że nawet w takiej zetce uszłoby bez zgrzytu. Sęk w tym, że gdyby wziąć ten uroczy synthowy temacik, nie mówiąc już o niespokojnym wokalu Nielsona, i upuścić je na podłogę, to potłukłyby się w drobny mak i generalnie narobiły syfu, do tego stopnia jest to wszystko rozedrgane i fałszywe. Tak smaczne robaczywe jabłka pisał kiedyś Kevin Barnes, ale już nie pisze, więc spieszmy się kochać ludzi. –L. Bielińska
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.