
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.
Wracanie po takim Lonerism nie należy pewnie do najłatwiejszych. Jeśli w ostatnich latach jakiś gitarowy album otoczył się aureolą chwały, hype’u (tym bardziej zasłużonego) i nadziei, to właśnie ten. Zastanawia mnie zatem, i trudno chyba mieć pretensje o tą delikatną podejrzliwość, ile tu trzeźwomyślenia i kalkulacji, a ile zwykłej potrzeby serca i trzewiomyślenia, bo dyskoteki panowie jeszcze nie grali i raczej nikt sam by tego nie wymyślił, że bosostopy Parker zechce bawić się brokatem. Skąd więc, jak i po co? Przekąs to i fraszka, czy wszystko na poważnie? O ile pierwszy odsłuch zbił mnie z tropu jak niegdyś ”Pyramids” Oceana, tak teraz kciuk mój waha się gdzieś w okolicach solidnej godziny dziesiątej trzydzieści, czuć tu bowiem jakiś większy zamysł i choć przejechany polerką, koniec końców nie różni się on specjalnie od strzelistości, dajmy na to, ”Apocalypse Dream”. Przede wszystkim jednak z radością obserwuję lekką nieśmiałość wobec nowych środków, kiedyś ledwie produkcyjnych ornamentów, teraz głównych składowych. Ktoś tu wyraźnie sprawdza, czy mu wolno, i wygląda na to, że chyba tak. Niech się dzieje. –L.Bielińska
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.