
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.
DJ Khaled kojarzył mi się raczej z irytującymi, bo przestającymi śmieszyć po kilku chwilach okrzykami, cudowną okładką Major Key, którą chętnie bym powiesił sobie nad łóżkiem oraz byciem kolegą wszystkich. Tym razem udało mu się uciec z tej klatki, którą sam sobie stworzył, bo nie rezygnując z ciągłego celebrowania sukcesu i radowania się z życia, tworzy przy okazji jeden z fajniejszych kawałków, jaki miałem okazję ostatnio usłyszeć. Bieber jako provider hooka wypada sympatycznie, Quavo i Chance nie zawodzą, a obecność Wayne'a przypomina, że Carter V nie ujrzał światła dziennego, co jest właściwie jedynym smutkiem, jaki towarzyszy przy obcowaniu z "I'm The One". Czy będzie to jeden z przebojów tego roku? Tak może się zdarzyć, a ja tymczasem na słońce czekam z jeszcze większym utęsknieniem. –A.Barszczak
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.